Zapraszam Was serdecznie na mojego nowego bloga. Mam nadzieję,że wpadniecie i pozostawicie po sobie ślad.
poniedziałek, 31 października 2016
sobota, 22 października 2016
Epilog.
Czasu nie cofniemy.
-Jasne,że tak babcia i dziadek są super.
Wziąłem sprawy w swoje ręce. Stwierdziłem,że pojadę do rodziców Lisy pod pretekstem zostawienia u nich Mii, choć tak naprawdę chciałem ją w końcu zobaczyć. Nie wiem dlaczego to robię pewnie już dawno jest w szczęśliwym związku,może planuje ślub.
Nie mam pojęcia co tak naprawdę jej powiem, nie wiem co mogę jej powiedzieć, nie wiem jak mam się zachować, przecież minęło tyle czasu. Czy to zdjęcie w jej szafie może o czymś świadczyć, może po prostu wspomina jak głupia była wiążąc się ze mną. Całą drogę rozmyślam nad ty co może się tam stać, nawet nie zauważam kiedy znajduję się na odpowiedniej ulicy, to śmiech i zadowolenie Mii przywraca mnie do rzeczywistości. Mijam kolejne domy aż w końcu znajduje się pod tym właściwym. Parkuję na podjeździe i wysiadam z samochodu.
Nie mam pojęcia co tak naprawdę jej powiem, nie wiem co mogę jej powiedzieć, nie wiem jak mam się zachować, przecież minęło tyle czasu. Czy to zdjęcie w jej szafie może o czymś świadczyć, może po prostu wspomina jak głupia była wiążąc się ze mną. Całą drogę rozmyślam nad ty co może się tam stać, nawet nie zauważam kiedy znajduję się na odpowiedniej ulicy, to śmiech i zadowolenie Mii przywraca mnie do rzeczywistości. Mijam kolejne domy aż w końcu znajduje się pod tym właściwym. Parkuję na podjeździe i wysiadam z samochodu.
-Wujku, wujku patrz, patrz ciocia Lisa-mała pokazuje na okno pokoju Lisy, w którym stoi szatynka. Zamieram w bezruchu, gapię się na nią i widzę przed oczami cały mój świat, który szybko znika. Mia biegnie do domu, a ja nadal gapię się w puste już okno. Otrząsam się z tego dziwnego stanu i wolnym krokiem kieruje się do drzwi wejściowych domu Lisy. Wchodząc po schodach widzę w nich szatynkę. Przystaję i spoglądam na nią.Nie potrafię wydusić z siebie słowa. Nie potrafię zrobić kroku ani w przód ani w tył.
Ma spokojny wyraz twarzy,ale oczy ją zdradzają, widzę jak powstrzymuje łzy. Sam czuje,że moje oczy robią się wilgotne.Stoimy w bezruchu kilka dobrych minut, ona czeka na mój ruch.
-Wybaczyłam już dawno.Kocham Cię.
-Ja Ciebie też najmocniej na świecie.-mówię i wbijam się w jej usta. W końcu mogę poczuć ją w swoich ramionach, poczuć zapach jej włosów, smak jej ust. Odrywamy się od siebie i głęboko patrzymy sobie w oczy.
-Tak strasznie tęskniłem.-mówię szeptem wprost w jej usta.
-Ja tak samo, przepraszam to ja Cię unikałam.-odpowiada równie cicho.
-Nie przepraszaj to ja wszystko popsułem. Pozwól mi to naprawić.-proszę błagalnie.
-Nie musisz nic naprawiać, zostawmy tamto wydarzenie za nami.Poczekaj tu na mnie, nie chce wracać do domu i wysłuchiwać pytań, dziś chcę być tylko z Tobą-prosi spokojnie,a ja jako odpowiedź po raz kolejny łącze nasze usta w pocałunku.
Lisa biegnie szybko do domu, by po chwili wrócić z płaszczem na ramieniu i torebką.Od razu rzuca mi się na szyję.
-Jejku nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam.-mówi i po raz kolejny czuje smak jej ust na moich.
-Ja za tobą jeszcze bardziej. Jedziemy?-pytam, na co szatynka kiwa twierdząco głową.
Szybko przemierzam okoliczne drogi i kieruję się do Ruhpolding, do mojego mieszkania. Po kwadransie drogi parkuję pod blokiem.
-Ładnie tu - Lisa szeroko się uśmiecha i podąża za mną. Szybko wchodzimy na trzecie piętro i do mieszkania. Szatyna nie czeka zbyt długo tylko od razu ląduje w moich ramionach. Obdarowuje ją pocałunkami, jej usta, szyje, dekolt. Szybkim ruchem zrzucamy z siebie kurtki.
-A co z Anią?- pyta nagle. Dziś się cieszę,że wczoraj zerwałem z Anią,nie było żadnych problemów, ani smutku, stwierdziliśmy,że i tak to nie miało sensu.
-Zerowałem z nią wczoraj-mówię spokojnie i powracam do całowania Lisy. Wiem,że jest tu pierwszy raz i nie ma pojęcia gdzie iść dlatego biorę ją na ręce i nadal nie przestając jej całować zanoszę ją do sypialni i kładę na łóżku.
W mieszkaniu nic nie słychać poza naszymi przyśpieszonymi oddechami i wypowiadanymi tak często dzisiaj słowami, magicznymi słowami: Kocham Cię.
-Uwierz, to nie sen.- całuje ją w czubek głowy.
-Wiem. Masz coś do jedzenia?-pyta podnosząc się na łokciach i spogląda mi w oczy.
-Wiesz mieszkałem sam, więc nie, ale zaraz pojadę do sklepu i coś kupię. Na co masz ochotę?-pytam
-Jesteś kochany.Szczerze to mam ochotę na coś słodkiego, tiramisu i lody waniliowe.-oznajmia słodkim głosem i szeroko się uśmiecha.-Kocham Cię
-Ja ciebie też- ostatni raz cmokam ją w usta i szukam moich ubrań, ubieram się i wychodzę z mieszkania po drodze zabierając kluczyki od samochodu.
Na dworze jest już ciemno bo jest sporo po 19, mam nadzieję,że mój plan nie legnie w gruzach, dlatego szybko pędzę do galerii, która znajduje się około trzy kilometry od mojego domu. Wjeżdżam na prawie pusty parking i wpadam do wielkiego budynku. Odnajduje kwiaciarnie i kupuję ogromny bukiet czerwonych róż, potem wpadam do cukierni i kupuję tiramisu. Jeszcze przed wyjściem wchodzę do pewnego sklepu i wychodzę z niego z małym pakunkiem.
Po pięciu minutach jestem już u siebie na osiedlu, wyjmuje wszystko z samochodu i wpadam do osiedlowego sklepu po lody. Z całymi zakupami docieram do mieszkania, otwieram drzwi i widzę,że Lisa krząta się w kuchni.
-Ja również- podchodzę do blatu na którym siedzi i przytulam ją do siebie. -Kupiłem to co chciałaś i coś jeszcze, ale to później-mówię w jej włosy.
-Ok, chodź, idziemy jeść.- zeskakuje z blatu i ciągnie mnie do salonu. Brakowało mi tej beztroski i takiego wewnętrznego spokoju,poczucia,że jutro będzie jeszcze lepsze niż dzisiaj. Przez dwie godziny siedzimy i nie widzimy niczego poza sobą.
-Jeszcze coś dla Ciebie mam-mówię i wychodzę do przedpokoju po bukiet czerwonych róż.
-Jakie piękne dziękuję.Idę wstawić je do wody.-oznajmia i wychodzi.
Sprawdzam czy aby na pewno w mojej kieszeni znajduje się pudełeczko, kiedy upewniam się że wszystko jest na swoim miejscu uśmiecham się sam do siebie. Szatynka szybko wraca do salonu i szeroko się uśmiecha. Siada na mnie okrakiem i zaczyna mnie całować, niestety muszę jej przerwać.
-Wiem bo to samo czuję w stosunku do Ciebie.
-Wyjdziesz za mnie?-pytam prosto z mostu i wyciągam czerwone pudełeczko. Z oczu szatynki zaczynają płynąc łzy.
-Oczywiście,że tak.- mówi radośnie, a ja zatapiam się w jej ustach.
-Kocham Cię-wyznaję po raz kolejny i wkładam na jej palec pierścionek.
-Ja Ciebie też.
Dziś przyszedł czas na pewne przemyślenia. Dziś jestem szczęśliwy z ukochaną kobietą przy boku. W końcu jest tak jak być powinno. Od trzech miesięcy zasypiam i budzę się koło niej, mogę ją przytulać kiedy tylko mam na to ochotę i mówić jej całymi dniami jak bardzo ją kocham. Ona jest dla mnie oparciem, a ja jestem oparciem dla niej. Kocham ją najmocniej na świecie i już nie mogę się doczekać, aż powiem do niej żono. Dla kogoś mogłoby się wydawać to szalone. Oświadczyny w pierwszym dniu bycia razem po pięciu latach przerwy, po tylu dniach, miesiącach i latach, w których nasze charaktery mogły się zmienić o 180 stopni, wszystko mogło stać się inne.
Zaryzykowałem bo byłem pewny mojej miłości do niej i jej miłości do mnie. Cóż więcej mógłbym chcieć. Dziś wiem, że dobrze zrobiłem, ponieważ z dnia na dzień kocham ją jeszcze bardziej.
Zaryzykowałem bo byłem pewny mojej miłości do niej i jej miłości do mnie. Cóż więcej mógłbym chcieć. Dziś wiem, że dobrze zrobiłem, ponieważ z dnia na dzień kocham ją jeszcze bardziej.
Wiem jedno wczoraj jest nieważnym, dziś jest chwilą,a jutro jest nieznanym.
______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Witajcie, w końcu pojawił się epilog, który nie jest idealny, nie jest taki jak chciałabym żeby był, lecz przekazuje to co chciałam Wam przekazać.
Niestety nie mam czasu napisać czegoś innego bądź czekać z tym zakończeniem nie wiadomo ile.
Nie mogłam tego zrobić wcześniej, ponieważ nie miałam takiej możliwości. Szkoła pochłania mój cały wolny czas.
Przez brak czasu również prawie w ogóle nie wpadam do Was, jestem tym faktem załamana, ponieważ brakuje mi Waszych opowiadań, ale czasu też mi brakuje aby je czytać. Proszę Was nie obrażajcie się jeśli wpadnę do Was dopiero za jakiś czas. Będę u Was na pewno, niestety nie wiem kiedy.
Ale dość moich żalów. Przyszedł czas na pożegnanie i podziękowanie.
Chciałam podziękować szczególnie tym dziewczyną, które komentowały, które wysyłały mi wiadomości prywatne i tym które nie ujawniały się zbyt często. Każdy komentarz był dla mnie motywacją i energią do napisania kolejnego rozdziału.
Dziękuję za każde miłe słowo i za każdą krytykę. Ten blog był dla mnie wyjątkowy, może nie był perfekcyjny czy idealny, ale dla mnie miał to coś.
Cóż można powiedzieć,że historia Lisy i Andreasa dobiegła końca. Cholera będę tęsknić, za Wami tym bardziej.
Ostatnia prośba jest do Was taka żebyście zostawiły choćby jedno słówko w komentarzu, nie ważne czy komentowałyście poprzednie rozdziały czy nie. Jeśli nie tutaj, to proszę Was napiszcie na e-maila: marzycielllka.blogspot@interia.pl
Czekam na Wasze opinię.
Ostatnia informacja jest taka,że nowy blog ujrzy światło dzienne.
Nie wiem kiedy dokładnie, ale się pojawi. Oczywiście dam Wam znać, może będziecie zainteresowane i wpadniecie zobaczyć. Zmieniam kompletnie tematykę, ponieważ nie będzie to opowiadanie o skoczku, lecz o siatkarzu. Nie zdradzę Wam kto to może być, powiem że będzie to osoba Wam zapewne znana, odziana w żółto-czarne barwy.
Do zobaczenia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)