poniedziałek, 31 października 2016

Nowy blog

Zapraszam Was serdecznie na mojego nowego bloga. Mam nadzieję,że wpadniecie i pozostawicie po sobie ślad. 
W roli głównej Bartosz Kurek : Never Say Always.

sobota, 22 października 2016

Epilog.

Czasu nie cofniemy.



 -Cieszysz się,że jedziesz do babci i dziadka?-pytam Mię, która siedzi z tyłu zapięta w foteliku.
-Jasne,że tak babcia i dziadek są super.

Wziąłem sprawy w swoje ręce. Stwierdziłem,że pojadę do rodziców Lisy pod pretekstem zostawienia u nich Mii, choć tak naprawdę chciałem ją w końcu zobaczyć. Nie wiem dlaczego to robię pewnie już dawno jest w szczęśliwym związku,może planuje ślub.
Nie mam pojęcia co tak naprawdę jej powiem, nie wiem co mogę jej powiedzieć, nie wiem jak mam się zachować, przecież minęło tyle czasu. Czy to zdjęcie w jej szafie może o czymś świadczyć, może po prostu wspomina jak głupia była wiążąc się ze mną. Całą drogę rozmyślam nad ty co może się tam stać, nawet nie zauważam kiedy znajduję się na odpowiedniej ulicy, to śmiech i zadowolenie Mii przywraca mnie do rzeczywistości. Mijam kolejne domy aż w końcu znajduje się pod tym właściwym. Parkuję na podjeździe i wysiadam z samochodu.


-Wujku, wujku patrz, patrz ciocia Lisa-mała pokazuje na okno pokoju Lisy, w którym stoi szatynka. Zamieram w bezruchu, gapię się na nią i widzę przed oczami cały mój świat, który szybko znika. Mia biegnie do domu, a ja nadal gapię się w puste już okno. Otrząsam się z tego dziwnego stanu i wolnym krokiem kieruje się do drzwi wejściowych domu Lisy. Wchodząc po schodach widzę w nich szatynkę. Przystaję i spoglądam na nią.Nie potrafię wydusić z siebie słowa. Nie potrafię zrobić kroku ani w przód ani w tył.
Ma spokojny wyraz twarzy,ale oczy ją zdradzają, widzę jak powstrzymuje łzy. Sam czuje,że moje oczy robią się wilgotne.Stoimy w bezruchu kilka dobrych minut, ona czeka na mój ruch.

-Byłem debilem, przepraszam za wszystko, czy przez te pięć lat wybaczyłaś mi?- pytam łamiącym się głosem. Widzę jak po jej twarzy zaczynają płynąć łzy. W mgnieniu oka zbiega po schodach, a potem rzuca się w moje ramiona. Chwytam ją i mocno przytulam do siebie. Pojedyncza łza spływa po moim policzku.
-Wybaczyłam już dawno.Kocham Cię.
-Ja Ciebie też najmocniej na świecie.-mówię i wbijam się w jej usta. W końcu mogę poczuć ją w swoich ramionach, poczuć zapach jej włosów, smak jej ust. Odrywamy się od siebie i głęboko patrzymy sobie w oczy.
-Tak strasznie tęskniłem.-mówię szeptem wprost w jej usta.
-Ja tak samo, przepraszam to ja Cię unikałam.-odpowiada równie cicho.
-Nie przepraszaj  to ja wszystko popsułem. Pozwól mi to naprawić.-proszę błagalnie.
-Nie musisz nic naprawiać, zostawmy tamto wydarzenie za nami.Poczekaj tu na mnie, nie chce wracać do domu i wysłuchiwać pytań, dziś chcę być tylko z Tobą-prosi spokojnie,a ja jako odpowiedź po raz kolejny łącze nasze usta w pocałunku.

Lisa biegnie szybko do domu, by po chwili wrócić z płaszczem na ramieniu i torebką.Od razu rzuca mi się na szyję.
-Jejku nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam.-mówi i po raz kolejny czuje smak jej ust na moich.
-Ja za tobą jeszcze bardziej. Jedziemy?-pytam, na co szatynka kiwa twierdząco głową.
Szybko przemierzam okoliczne drogi i kieruję się do Ruhpolding, do mojego mieszkania. Po kwadransie drogi parkuję pod blokiem.
-Ładnie tu - Lisa szeroko się uśmiecha i podąża za mną. Szybko wchodzimy na trzecie piętro i do mieszkania. Szatyna nie czeka zbyt długo tylko od razu ląduje w moich ramionach. Obdarowuje ją pocałunkami, jej usta, szyje, dekolt. Szybkim ruchem zrzucamy z siebie kurtki.
-A co z Anią?- pyta nagle. Dziś się cieszę,że wczoraj zerwałem z Anią,nie było żadnych problemów, ani smutku, stwierdziliśmy,że i tak to nie miało sensu.
-Zerowałem z nią wczoraj-mówię spokojnie i powracam do całowania Lisy. Wiem,że jest tu pierwszy raz i nie ma pojęcia gdzie iść dlatego biorę ją na ręce i nadal nie przestając jej całować zanoszę ją do sypialni i kładę na łóżku.

W mieszkaniu nic nie słychać poza naszymi przyśpieszonymi oddechami i wypowiadanymi tak często dzisiaj słowami, magicznymi słowami: Kocham Cię.

-Nie mogę w to uwierzyć, jeszcze kilka dni temu myślałam,że już nigdy Cię nie zobaczę, że na wszystko jest już za późno. -mówiła leżąc na mojej klatce piersiowej,a ja bawiłem się jej włosami.
-Uwierz, to nie sen.- całuje ją w czubek głowy.
-Wiem. Masz coś do jedzenia?-pyta podnosząc się na łokciach i spogląda mi w oczy.
-Wiesz mieszkałem sam, więc nie, ale zaraz pojadę do sklepu i coś kupię. Na co masz ochotę?-pytam
-Jesteś kochany.Szczerze to mam ochotę na coś słodkiego, tiramisu i lody waniliowe.-oznajmia słodkim głosem i szeroko się uśmiecha.-Kocham Cię
-Ja ciebie też- ostatni raz cmokam ją w usta i szukam moich ubrań, ubieram się i wychodzę z mieszkania po drodze zabierając kluczyki od samochodu.

Na dworze jest już ciemno bo jest sporo po 19, mam nadzieję,że mój plan nie legnie w gruzach, dlatego szybko pędzę do galerii, która znajduje się około trzy kilometry od mojego domu. Wjeżdżam na prawie pusty parking i wpadam do wielkiego budynku. Odnajduje kwiaciarnie i kupuję ogromny bukiet czerwonych róż, potem wpadam do cukierni i kupuję tiramisu. Jeszcze przed wyjściem wchodzę do pewnego sklepu i wychodzę z niego z małym pakunkiem.
Po pięciu minutach jestem  już u siebie na osiedlu, wyjmuje wszystko z samochodu i wpadam do osiedlowego sklepu po lody. Z całymi zakupami docieram do mieszkania, otwieram drzwi i widzę,że Lisa krząta się w kuchni.

-W końcu jesteś już się stęskniłam-mówi radośnie.
-Ja również- podchodzę do blatu na którym siedzi i przytulam ją do siebie. -Kupiłem to co chciałaś i coś jeszcze, ale to później-mówię w jej włosy.
-Ok, chodź, idziemy jeść.- zeskakuje z blatu i ciągnie mnie do salonu. Brakowało mi tej beztroski i takiego wewnętrznego spokoju,poczucia,że jutro będzie jeszcze lepsze niż dzisiaj. Przez dwie godziny siedzimy i nie widzimy niczego poza sobą.
-Jeszcze coś dla Ciebie mam-mówię i wychodzę do przedpokoju po bukiet czerwonych róż.
-Jakie piękne dziękuję.Idę wstawić je do wody.-oznajmia i wychodzi.

Sprawdzam czy aby na pewno w mojej kieszeni znajduje się pudełeczko, kiedy upewniam się że wszystko jest na swoim miejscu uśmiecham się sam do siebie. Szatynka szybko wraca do salonu i szeroko się uśmiecha. Siada na mnie okrakiem i zaczyna mnie całować, niestety muszę jej przerwać.

-Kochanie wiesz,że jesteś dla mnie całym światem i wszystkim na czym mi zależy.
-Wiem bo to samo czuję w stosunku do Ciebie.
-Wyjdziesz za mnie?-pytam prosto z mostu i wyciągam czerwone pudełeczko. Z oczu  szatynki zaczynają płynąc łzy.
-Oczywiście,że tak.- mówi radośnie, a ja zatapiam się w jej ustach.
-Kocham Cię-wyznaję po raz kolejny i  wkładam na jej palec pierścionek.
-Ja Ciebie też.


Dziś przyszedł czas na pewne przemyślenia. Dziś jestem szczęśliwy z ukochaną kobietą przy boku. W końcu jest tak jak być powinno. Od trzech miesięcy zasypiam i budzę się koło niej, mogę ją przytulać kiedy tylko mam na to ochotę i mówić jej całymi dniami jak bardzo ją kocham. Ona jest dla mnie oparciem, a ja jestem oparciem dla niej. Kocham ją najmocniej na świecie i już nie mogę się doczekać, aż powiem do niej żono. Dla kogoś mogłoby się wydawać to szalone. Oświadczyny w pierwszym dniu bycia razem po pięciu latach przerwy, po tylu dniach, miesiącach i latach, w których nasze charaktery mogły się zmienić o 180 stopni, wszystko mogło stać się inne.
Zaryzykowałem bo byłem pewny mojej miłości do niej i jej miłości do mnie. Cóż więcej mógłbym chcieć. Dziś wiem, że dobrze zrobiłem, ponieważ z dnia na dzień kocham ją jeszcze bardziej.

Wiem jedno wczoraj jest nieważnym, dziś jest chwilą,a jutro jest nieznanym.
___________________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________________
Witajcie, w końcu pojawił się epilog, który nie jest idealny, nie jest taki jak chciałabym żeby był, lecz przekazuje to co chciałam Wam przekazać.

Niestety nie mam czasu napisać czegoś innego bądź czekać z tym zakończeniem nie wiadomo ile.
Nie mogłam tego zrobić wcześniej, ponieważ nie miałam takiej możliwości. Szkoła pochłania mój cały wolny czas.
Przez brak czasu również prawie w ogóle nie wpadam do Was, jestem tym faktem załamana, ponieważ brakuje mi Waszych opowiadań, ale czasu też mi brakuje aby je czytać. Proszę Was nie obrażajcie się jeśli wpadnę do Was dopiero za jakiś czas. Będę u Was na pewno, niestety nie wiem kiedy.
Ale dość moich żalów. Przyszedł czas na pożegnanie i podziękowanie.
Chciałam podziękować szczególnie tym dziewczyną, które komentowały, które wysyłały mi wiadomości prywatne i tym które nie ujawniały się zbyt często. Każdy komentarz był dla mnie motywacją i energią do napisania kolejnego rozdziału.

Dziękuję za każde miłe słowo i za każdą krytykę. Ten blog był dla mnie wyjątkowy, może nie był perfekcyjny czy idealny, ale dla mnie miał to coś.

Cóż można powiedzieć,że historia Lisy i Andreasa dobiegła końca. Cholera będę tęsknić, za Wami tym bardziej.
Ostatnia prośba jest do Was taka żebyście zostawiły choćby jedno słówko w komentarzu, nie ważne czy komentowałyście poprzednie rozdziały czy nie. Jeśli nie tutaj, to proszę Was napiszcie na e-maila: marzycielllka.blogspot@interia.pl
Czekam na  Wasze opinię.

Ostatnia informacja jest taka,że nowy blog ujrzy światło dzienne.
Nie wiem kiedy dokładnie, ale się pojawi. Oczywiście dam Wam znać, może będziecie zainteresowane i wpadniecie zobaczyć. Zmieniam kompletnie tematykę, ponieważ nie będzie to opowiadanie o skoczku, lecz o siatkarzu. Nie zdradzę Wam kto to może być, powiem że będzie to osoba Wam zapewne znana, odziana w żółto-czarne barwy.

Do zobaczenia.


poniedziałek, 26 września 2016

Witajcie.  
Przybywa z informacją, że żyje.  
Kiedy będzie epilog?  
Nie wiem kiedy się pojawi, ponieważ szkoła pochłania mój  cały wolny czas. Postaram się go dodać jak najszybciej.  
Pozdrawiam 

wtorek, 6 września 2016

Rozdział 16



 "Życie miało inny plan"

Pięć lat później...

Tak minęło pięć lat. Te pięć lat było pasmem sukcesów, miłości, smutku, szczęścia, łez. Teraz Wiem,że wszystko zrobiłbym inaczej, ale co się stało to się nie odstanie. Z biegiem czasu przyzwyczajamy się do nowej sytuacji, rozumiemy,że nic nie będzie takie jak kiedyś.

Blask słońca oświetla moją twarz, zdejmuję narty i czuje mocny uścisk moich przyjaciół z kadry. Spoglądam na rozbieg Letalnicy. To zaszczyt po raz kolejny w karierze skakać tu jako jeden z ostatnich w sezonie. Żółty plastron po raz trzeci już za kilka minut "przyniesie mi"  kryształową kule.

Po raz kolejny mam ten zaszczyt słuchać hymnu Niemiec stojąc na pierwszym stopniu podium. Radość jaka we mnie siedzi jest nie do opisania.

Nie rozpaczam już, wiem, że mleko się rozlało i nikt nie miał odwagi posprzątać. Ona nie potrafiła, a ja nie wiedziałem co robić. Do dziś w mojej  głowie są jej słowa.  "Ja nie potrafię zapomnieć, kocham Cię, ale nie mogę. Wybacz." 
Rozumiałem, kochałem ją, ale rozumiałem. Odchodziła ze łzami w oczach, odwróciła się niepewnie, usłyszałem ciche "Bądź szczęśliwy", odpowiedziałem " Ty też" 
Tak właśnie zakończyła się bajka dwojga ludzi. Ona się wyprowadziła, nadal nie wiem gdzie, ja również musiałem wyjechać z Inzell. To miejsce za bardzo przypominało mi o niej, o naszej, a w zasadzie mojej szansie, którą zniszczyłem. Nasza bajka pokazała,że nie zawsze zwycięża miłość, pokazała że rany z czasem się goją, niestety po niektórych zostają blizny, niewidoczne blizny. Ta na sercu jest znajoma tylko mi.Wciąż jest głęboka, ale już nie krwawi. Wiele opatrunków nałożyłem na nią żeby już nie piekło. Wiele błędów popełniłem żeby zapomnieć o jej istnieniu. Dopiero po dłuższym czasie zrozumiałem,że nie warto bo blizny i tak zostaną, a miejsce w sercu będzie zarezerwowane już na zawsze.

-Gratuluje Kochanie- słyszę głos blondynki przy moim uchu.
-Dziękuję- przytulam ją i obdarowuje jej policzek pocałunkiem. Chyba ją kocham, ale to nie to samo. Lisa była pierwsza w moim sercu i zajęła wyjątkowe miejsce.
Anię poznałem trzy lata temu, kiedy pojawiła się w naszym sztabie. Rok później byliśmy już razem. Wszyscy stwierdzili, że idealnie do siebie pasujemy. Niby idealna para, ale to tylko pozory. Ania nigdy nie poznała historii mojego związku z Lisą, a ja nigdy nie poznałem jej przeszłości. Nie interesuje mnie to. Na razie jest dobrze tak jak jest. Nie planuje z Anią przyszłości, ona ze mną też. Pewnie zapytacie po co jesteśmy razem, nie wiem. Tak jest nam wygodnie. Mieszkamy osobno, na zawodach również osobno. Jeśli nie widzimy się dłuższy czas to potem nie rzucamy się sobie w ramiona, nikt nie tęskni.

Po udzieleniu kilkunastu wywiadów w końcu mogę iść do wioski świętować z drużyną. Przy Niemieckim stoisku spotykam moich przyjaciół i ludzi ze sztabu, którzy po raz kolejny składają mi gratulację. Jest również Ania, ale nie zwracam na nią większej uwagi. Odwracam głowę i widzę jak w moim kierunku biegnie malutka blondynka. Kucam i rozkładam szeroko ramiona na jej powitanie. Mała wpada w moje ramiona i swoimi rączkami oplata moją szyję.
-Jesteś najlepszy wujku-oznajmia przytulając się do mnie jeszcze mocniej.
-Na chwile obecną też tak uważam- stwierdzam i razem zaczynamy się śmiać. Po chwili podchodzi do mnie Julia z Jakobem. Chociaż im się udało od czterech lat są małżeństwem,a od ponad trzech lat jest z nimi Mia.
Myślałem,że ślub i wesele będzie dobrą okazją do spotkania Lisy, ale ona nie przyszła, ze względu na mnie. Nie chciała mnie spotkać. Na chrzest Mii, również nie przyszła, ja wraz z Tanją zostaliśmy rodzicami chrzestnymi. Jak widać w naszym życiu wiele się zmieniło...

Tydzień później. 
 Dzień zaczął się wyjątkowo wcześnie, ponieważ Julia zadzwoniła do mnie o siódmej rano i zapytała czy może do mnie podrzucić Mię bo nikt nie może się nią zająć, a ona i Jakob idą do pracy, oczywiście się zgodziłem i tak nie miałem  planów na dzisiejszy dzień. Około dziesiątej Julia przywozi Mię do mojego mieszkania. Przez około trzy godziny siedzimy z małą w mieszkaniu, oglądamy bajki, kolorujemy, układamy puzzle i wiele innych. Często zajmuję się Mią, więc wiem że to wyjątkowe dziecko,które nie usiedzi w miejscu zbyt długo. Po południu idziemy na pizzę, a później na plac zabaw.
-Wujku,a  ty znasz ciocię Lisę?-pyta nagle przerywając budowę babek z pisaku. Zamieram moja chrześnica nigdy mnie nie pytała o szatynkę.
-Tak- odpowiadam.
-Ona Ciebie też zna, kiedyś jak szukałam w szafie cioci jakiś słodyczy to znalazłam Twoje zdjęciu wujku-jestem w szoku, myślałem, że Lisa całkiem pozbyła się mnie ze swojego życia.- Czemu teraz się nie spotykacie mama mówiła mi że kiedyś bardzo się lubiliście.
-Mała niekiedy tak jest. Bardzo lubię ciocię Lisę, ona mnie też, ale nie możemy się spotykać- wiem,że Mia jest jeszcze za mała żeby to zrozumieć.
-Wy dorośli jesteście dziwni. -mówi wzruszając ramionami, na co ja wybucham śmiechem i wracam do zabawy z moją ukochaną chrześnicą.

O szesnastej słyszę pukanie do drzwi, szybko dźwigam się z kanapy i wpuszczam Julię do środka.
-Gdzie Mia?-pyta
-Zasnęła przed chwilą. Rozgość się, a ja zaparzę kawę.-proponuje siostrze, a sam znikam w kuchni.Już z zaparzoną kawą siadam na sofie, blondynka zaczyna mi się bacznie przyglądać.
-Kochasz ją jeszcze?-pyta z zaskoczenia.
-Przecież wiesz, że tak, ale to już zamknięty temat.Było minęło, nie ma co rozdrapywać starych ran.Teraz jestem z Anią.-delikatny uśmiech wkrada się na moje usta.
-Spieprzyliście to obydwoje, koncertowo.-mówi dobitnie i zaczyna inny temat. Rozmawiamy przez około godzinę, a później do salonu przychodzi Mia z zaspanymi oczkami. Szybko wskakuje mi na kolana i mocno się przytula.
-Mamusiu mogę zostać u wujka?-pyta kurczowo zaciskając rączki na mojej dłoni.
-No nie wiem, musisz zapytać wujka czy pozwoli Ci zostać-mała pomimo swojego młodego wieku jest bardzo inteligentna i dobrze wie,że i tak się zgodzę.
-Wujku, mooooogę?-pyta przeciągając słodko literki, a później posyła mi najpiękniejszy uśmiech na świecie.
-Oczywiście,że możesz.- oznajmiam na co mała znów mocno obejmuje moją szyję, sam ostrożnie przytulam małą, Julia spogląda na nas z wielkim uśmiechem, patrzę na nią pytająco.
-Będziesz świetnym ojcem-mówi z uśmiechem, a w moim sercu pojawia się ukłucie, bo matką moich dzieci nie zostanie Lisa.

Julia przywozi ubrania Mii i jej ulubioną przytulankę, wychodząc obraca się na pięcie.
-Lisa jest u swoich rodziców, zostaje jeszcze przez kilka dni, miałeś się nie dowiedzieć. Ja Ci to tylko mówię, a ty możesz z tym zrobić co chcesz...
 __________________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________________
Witajcie Kochane.
Udało mi się wszystko zrobić tak,że to nie jest jeszcze epilog.
Zakończenie pojawi się za tydzień albo dwa. Nie jestem pewna jak się wyrobię czasowo.
Cóż mogę powiedzieć o rozdziale...takie jest życie. Raz jest z górki, raz pod górkę.
Dziękuję za każde ciepłe słowo pod ostatnim rozdziałem, tu również liczę na opinię :) Wydaje mi się, że nie spodziewałyście się takiego obrotu sprawy. 
Buziaki :*


wtorek, 30 sierpnia 2016

Rozdział 15

Teraz i tu: Nadzieja umiera ostatnia.


26 sierpień  2016

 Powiedzenie mówi,że do trzech razy sztuka, czy w niego wierzę? Zdecydowanie tak, wierzę bo to moja ostatnia nadzieja, w końcu nadzieja umiera ostatnia.
Dziś zacznie się trzecia i ostania próba wybudzenia Lisy, potrwa to około tygodnia tak jak poprzednie terapie. Wszystko to samo, poza tym,że to będzie ostatnia próba. Lekarze powiedzieli,że jeśli tym razem się nie uda, to pozostaje tylko wiara w cuda i modlitwa. Czy jestem bliski załamaniu? Nie, to już dawno nastąpiło, pierwsza próba, która się nie powiodła dobiła mnie. Teraz żyję bo Lisa żyje, gdyby było inaczej, mnie też by tu nie było. Coraz ciężej jest mi patrzeć na Nią, kiedy leży, cała blada, pozbawiona oznak życia, męczy mnie również widok jej rodziców, którzy są bardzo wykończeni tą sytuacją. Liczyli, tak samo jak ja,że pierwsza próba pójdzie po naszej myśli, niestety tak się nie stało. Wszystko stanęło w miejscu, nie ma postępów. Lekarze są bezradni, próbują już wszystkiego, ale Lisa na nic nie reaguje.

Tydzień później.

 -Wykonaliśmy serię badań i możemy z pełną świadomością powiedzieć,że na 99,9% pani Lisa się wybudzi. Reaguje na bodźce,a to jest najważniejsze, teraz pozostaje nam jedynie czekać na to aż otworzy oczy.-słowa lekarza były dla mnie jak zbawienie.

Teraz siedząc przy łóżku Lisy czuje ogromną radość i strach, nie mam pewności czy mnie nie odrzuci, przecież ją skrzywdziłem. Wiem, że teraz najważniejsze jest to aby się wybudziła, ale w mojej głowie cały czas jest taka myśl.

Zegarek wiszący na ścianie obwieścił,że właśnie wybiła północ. Blondyn, który trzymał szatynkę za rękę spał jak zabity, a ona właśnie budziła się z długiego snu.



LISA
Spod zamkniętych powiem czuje jego obecność. Czuję,że to właśnie on ściska moją dłoń.Podnosząc powieki czuję się jakbym nie robiła tego całe wieki, ta czynność sprawia mi wiele problemu.  Kiedy w końcu udaje mi się pokonać tą barierę widzę Andreasa. Głowę ma położoną na skraju łóżka, słyszę jego miarowy oddech co daje mi pewność,że śpi. Delikatny uśmiech wkrada się na moje usta, kocham ten widok. 
Rozglądam się dookoła i zauważam,że jestem w bliżej mi nieznanym miejscu. Obracam swoją głowę w lewą stronę i widzę moją rękę, a w niej wenflon. Tuż obok łóżka widzę stojak z kroplówką i jakąś aparaturę. W mojej głowie jest mętlik, leżę bezruchu przez jakieś czas, analizując co się wydarzyło. Pamiętam kłótnie z Andreasem, mój płacz, i nagle przed oczami staje mi rozpędzony samochód, zimny dreszcz przebiega po moich plecach. Nie wiem dlaczego jestem, jak mniemam w szpitalu, przecież nic mnie nie boli, czuje się pełna energii, chce mi się skakać z radość, choć nie mam pojęcia dlaczego.
Chce mi się śmiać z absurdalności tej sytuacji. Leżę w szpitalu, miałam wypadek, zerwałam z chłopakiem, który mnie zdradził, a ja go nadal kocham. Powstrzymuje się ostatkiem sił i nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, leżę spokojnie, boję się,że jakikolwiek ruch zbudzi Andreasa. 
Leżę tak bezczynnie dobre kilka minut,słyszę szmer i widzę jak ktoś delikatnie otwiera drzwi, nieruchomieję w momencie, jedynym oparciem jest obecność Wellingera i jego dłoni, która spokojnie spoczywa w mojej. 
 Do sali wchodzi młoda kobieta w białym kitlu, szybko spostrzega,że nie śpię. Cicho podchodzi i uśmiecha się promiennie. 
-Witamy pani Liso, w końcu pani do nas wróciła, jak się pani czuję?-analizuję słowa młodej kobiety, nic z tego nie rozumiem. 
-Ale jak w końcu, o co chodzi?
-Leżała pani w śpiączce przez kilka miesięcy, była ona spowodowana wieloma obrażeniami odniesionymi w czasie wypadku. Dziś mamy trzeci wrzesień- spoglądam z niedowierzaniem na brunetkę stojącą przede mną.  Jestem w szoku, przecież ostatni dzień jaki pamiętam to 21 kwiecień, nie wiem co mam powiedzieć. 
-Chce mi pani powiedzieć,że leżałam tu przez ponad cztery miesiące?-pytam tak dla pewności
-Tak, ale najważniejsze,że nie była pani sama.Pani rodzice i brat bardzo często tu bywają, a pan Andreas-spogląda na śpiącego Wellingera-  tu mieszka, siedział przy pani całymi dniami, próbował wszystkiego żeby w końcu pani do nas wróciła. To że się pani  wybudziła to w większości jego zasługa. - natłok myśli szaleje w mojej głowie, nie wiem co powiedzieć, przecież Andreas mógł mnie olać, zerwałam z nim, nie dałam mu szansy na to aby się wytłumaczył, dlaczego on przy mnie tyle czuwał. W tym całym zamieszaniu pojawia się pewne słowo, trening.
-A co z jego treningami?-pytam przerażona, mam nadzieję,że nie zrobił czegoś głupiego i nie przerwał przygotowań do sezonu. Mina pani doktor zmienia się diametralnie, znika uśmiech, a pojawia się coś w rodzaju podziwu, zadumy.
-Przerwał treningi, kiedy miałam okazje z nim porozmawiać próbowałam go przekonać do tego aby wrócił na treningi, że nie powinien porzucać tego co kocha, odpowiedział mi,że kocha panią dlatego nie może pani porzucić, każdemu tak odpowiadał.- jestem w szoku, on musi mnie cholernie kochać,że porzucić treningi,nie wiem co powiedzieć, czuje jak po moim policzku spływa samotna łza. Z jednej strony jestem na niego wściekła, a z drugiej szczęśliwa bo poświęcił dla mnie tak wiele. Jeszcze przez kilka minut rozmawiałam z panią doktor o tym wszystkim i o jakiś badaniach, które muszę jutro przejść, a później znów zostałam sama ze śpiącym Andreasem. Miałam ogromną ochotę go obudzić i się do niego mocno przytulić, powstrzymała mnie jedynie myśl,że przez ostatnie miesiące mało spał bo czuwał przy mnie. Kiedy leżąc rozmyślam o tym co mogło się dziać kiedy spałam szybko odpływam do krainy Morfeusza.

Poranek należał do tych rześkich i pięknych,postanowiłam to wykorzystać na rozprostowanie kości. Delikatnie wygrzebałam się spod kołdry i powoli wstałam z łóżka. Te kilkanaście kroków od łóżka do barierki na balkonie były swego rodzaju poznawaniem techniki chodzenia od podstaw. Na początku było bardzo trudno, ale z kroku na krok było coraz lepiej. W końcu mogłam odetchnąć świeżym, porannym powietrzem, przy okazji zrobiłam kilka rundek po balkonie żeby jeszcze bardziej rozchodzić nogi. Zatrzymałam się gwałtownie, kiedy zobaczyłam że Andreas się budzi. Nie wiem czemu, ale bałam się tej konfrontacji, można powiedzieć,że nie widzieliśmy się przez bardzo długi czas. Kiedy Wellinger zaczął się gwałtownie rozglądać odchyliłam zasłony i pojawiłam się w pokoju. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie,a w ochach wielka radość. Nic nie mówiąc szybko znalazłam się w jego ramionach, rozpłakałam się jak małe dziecko, on również.
-Tak bardzo się bałem-mówi Welli głaszcząc mnie po plecach.
-Kocham Cię - szepczę.
-Ja Ciebie też-słyszę równie cichą odpowiedź, a po moich policzkach spływa jeszcze więcej łez.

Pierwszą połowę dnia spędzamy całkiem sami, odłączeni od świata. Andreas opowiedział mi o wszystkim co się tu działo jak spałam, opowiedział kto mnie odwiedzał, co on robił, wytłumaczył mi również wszystko o zdradzie... Nie obyło się bez łez zarówno moich jak i jego. Przez ten cały czas byliśmy do siebie mocno przytuleni.Bardzo brakowało mi jego obecności.
Po południu zostałam zabrana na jakieś badania, do sali wróciłam po kilku godzinach i w końcu mogłam iść się wykąpać. W wannie spędziłam ponad godzinę, w końcu poczułam się jak człowiek, mogłam się w stu procentach odprężyć.

Wieczór był wyjątkowo ciepły dlatego spędziliśmy go z Andim na balkonie, planowaliśmy wspólne wakacje pod koniec września. Stwierdziliśmy,że pojedziemy do Zakopanego, do Polski. Andreas przekonał mnie,że muszę zobaczyć to piękne miasto. Planowaliśmy co będziemy robić, kiedy uświadomiłam sobie,że nie powiadomiłam moich rodziców,że się wybudziłam.
-Wellinger,nie zadzwoniłam do rodziców,że się wybudziłam.-mówię przerażona.
-Spokojnie, zadzwoniłem do Jakoba jak byłaś na badania i mu o wszystkim powiedziałem, ustaliliśmy,że jutro dopiero im powie żeby dziś nie przyjeżdżali bo jest już późno.
-Dziękuję- mówię ściskając jego dłoń leżącą na małym stoliku.

ANDREAS 
 Delikatnie podnoszę ciężkie powieki i uśmiecham się szeroko, widzą przed sobą twarz Lisy, która słodko śpi. Spoglądam na zegarek i widzę godzinę dziesiątą rano, budzę szybko szatynkę i zmykam pod prysznic.
Kiedy wychodzę z łazienki widzę,że Lisa już nie śpi, ale wcale nie ma ochoty jeszcze wstawać z łóżka.
-Dzwoniłam do Jakoba. Dobrze było z nim w końcu pogadać, trochę się za nim stęskniłam, ale nie mów mu o tym. Niech się nie przyzwyczaja-mówi, a ja zaczynam się śmiać- nie śmiej się tylko pakuj się, zbieramy się stąd. Powiedziałam Jakobowi,żeby nie przyjeżdżali, nie ma sensu skoro dziś wychodzę. Nie chcę się spotykać z rodzicami w klinice po tak długim czasie.Jeszcze nie wiedzą,że się wybudziłam bo Jakob spał jak oni wychodzili do pracy, więc będą mieć niespodziankę w domu.- widzę jak wstaje z łóżka i wyciąga z walizki ubrania.
-Ok, to o której wyjeżdżamy?-pytam
-Za pół godziny, tylko wezmę prysznic-już ma wejść do łazienki,ale zatrzymuje się -Nie myśl,że temat opłaty kliniki jest zamknięty-oznajmia i znika w łazience. Próbowała wyciągnąć ile kosztuje pobyt tu, ale jestem nieugięty i nie zamierzam jej o tym mówić.

 Cztery godziny później parkuję pod domem Lisy. Widzę jaka jest szczęśliwa, ściskam delikatnie jej dłoń, na co ona odpowiada wielkim uśmiechem.
LISA  
Kiedy dotarliśmy do domu czułam ogromną ulgę, że wszystko już będzie dobrze, złe chwile zostawiliśmy za sobą, a dobre jeszcze przed nami. Wiem,że wybaczając Andreasowi postąpiłam dobrze, kocham go, on mnie i teraz tylko to się liczy, nic więcej. To co się stało, to się nie odstanie. Musimy patrzeć do przodu może z czasem zapomnę o tym,że kiedyś mnie zdradził.
Na podjeździe szybko pojawił się Jakob. Rzuciłam się w jego ramiona jak mała dziewczynka, tak naprawdę mi go brakowało. Później przyszła mama Wellingera i jego siostry. 

-Denerwuje się-mówię kiedy po obiedzie siedzimy razem z Andreasem, Julią i Jakobem w salonie. 
-Czym?-pyta brat
-A jak rodzice dostaną zawału jak mnie zobaczą, oni nadal myślą,że jestem w śpiączce-oni w ogóle nie rozumieją co ja przeżywam bo zamiast mnie wspierać wybuchają śmiechem.
-Nie sądzę, raczej będą zachwyceni, co innego ze mną, miałem ich poinformować jak się wybudzisz. Chyba powinienem się bać.
-Wiesz debilu,że oni Cię uwielbiają, wybaczą Ci-zwracam się do Wellingera- albo nie wybaczą - mój śmiech zagłusza wejście rodziców do domu, dopiero głos mamy sprowadza mnie na ziemie. Szybko zrywam się z kanapy i biegnę przywitać się z rodzicami. Bardzo długo muszę zapewniać mamę,że to jej się nie śni i naprawdę z nimi jestem. 
Po kolacji w końcu wszyscy razem zasiadamy na sofie w salonie, aby porozmawiać. Nawet nie zauważamy kiedy za oknem zapada mrok, a zegar wskazuje godzinę dwudziestą trzecią. 

Biorę prysznic i szybko kładę się spać, ale sen nie nadchodzi, pojawiają się za to dziwne myśli. Pojawia się pytanie, czy dam radę?
 __________________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________________
Witajcie. 
W końcu Lisa do nas wróciła, a w zasadzie do Andreasa.
Nie mogłam ich rozdzielić :)
Piszcie co o tym sądzicie, każdy komentarz dodaje mi energii, jeśli już tak bardzo nie chcecie  się ujawniać to przypominam,że można komentować anonimowo :)
Jest też inna sprawa mniej przyjemna, bynajmniej dla mnie.
Powoli zbliżamy się do końca, może być tak,że następny rozdział będzie epilogiem. Jestem w trakcie pisania i tak naprawdę nie wiem co z tego wyjdzie. Mimo wszystko na podziękowania i pożegnania przyjdzie czas później.
Co do nowego bloga to żadna z Was nie zgadła, kto będzie bohaterem, więc macie jeszcze szansę ;)
Buziaki :*

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział 14

Teraz i tu:Zmiany są dobre.


 lipiec 2016

Oglądając telewizję, czytając prasę, przeglądając internet, widziałem reportaże, wywiady, artykuły ludzi, którzy z dnia na dzień stracili kogoś bliskiego, którzy cierpią bo ich druga połówka leży w śpiączce bądź nie przeżyła wypadku samochodowego. Wtedy zawsze żal było mi taki ludzi, a dziś sam to przeżywam. Kiedy po raz kolejny odwiedzam Lisę,  ona nie daje znaku życia, o tym informuje mnie jedynie aparatura podłączona do jej ciała.  Jej stan się nie polepsza ale też i nie pogarsza. To chyba jedyna dobra wiadomość.  Moje przemyślenia przerywa pielęgniarka.
-Panie Andreasie, ordynator chciałby się z panem zobaczyć.-informuje mnie
-Oczywiście, już idę.- szybkim krokiem podążyłem za pielęgniarką do odpowiedniego gabinetu. Wchodząc do środka, poczułem przyjemną woń kawy,a za biurkiem ujrzałem mężczyznę, który miał około pięćdziesiąt lat.
-Podjęliśmy decyzję i zgadzamy się na transport Pani Lisy do Austrii, jej stan jest stabilny i nie zagraża życiu, więc jesteśmy w gotowości. Klinika jest już o tym powiadomiona.
-Świetnie, dziękuję bardzo za tak dobrą opiekę nad Lisą i za to,że zdołaliście uratować jej życie.

Z uśmiechem na ustach wykonuje telefon do Pani Braun i informuje ją o tym,że jej córka będzie dziś przetransportowana do austriackiej kliniki. Przez ostatnie tygodnie, dużo spędzałem czasu przeglądając strony z dobrymi klinikami zajmującymi się osobami w takim stanie jak Lisa. Takową klinikę znalazłem w Wiedniu, wiem, że to prawie cztery godziny drogi z Inzell, ale tu się nie liczyła odległość, ale zdrowie szatynki. Na początku rodzice Lisy byli nastawieni bardzo sceptycznie do mojego pomysłu, ale potem zrozumieli,że to jedyne dobre wyjście. To fakt będą rzadko widywać córkę, ale to wszystko dla jej dobra.
Chciałem też zmienić jej otoczenie. Chciałem żeby czuła się jak w domu. W tej prywatnej klinice będzie miała zapewniony spokój, a jednoczenie całodobową opiekę. Bardzo się cieszę,że będę mógł przebywać tam razem z nią. Wykupiłem apartament czyli dwa pokoje z łazienką, przez co jej rodzice będą mogli tam spać, kiedy będą przyjeżdżać na weekendy.

Wchodzę po raz ostatni do sali, w której Lisa jest przygotowywana do transportu. Nim wyruszam ze szpitala aby się spakować, dziękuję wszystkim pielęgniarką i lekarzom, którzy dzień i noc czuwali przy szatynce.

Cztery godziny później jesteśmy już z Lisą w klinice. Apartament jest taki jak sobie wymarzyłem, ściany są pomalowane na pastelowe kolory w odcieniu mięty i jasnego różu, gdzieniegdzie znajdują się jakieś małe kwiatki, a okna przyozdabiają szare zasłony. Na ścianach są miejsca na nasze zdjęcia, które ochoczo rozwieszam. Do wazonu, który stoi na gustownym stoliku, wstawiam świeże kwiaty i zaczynam rozpakowywać rzeczy swoje i Lisy. Jutrzejszy dzień będzie bardzo ciężki.Lisa ma przejść specjalistyczne badania, które wykażą jakie są rokowania.  Zasypiam z mętlikiem myśli w głowie.

Budzę się wraz ze wschodem słońca. Biorę szybki prysznic, ubieram dresy i zwykłą koszulkę. Potem siadam przy Lisie i zaczynam jej opowiadać co wydarzyło się poprzedniego dnia, niestety nie byłem w stanie jej tego opowiedzieć wczoraj. Byłem wykończony podróżą. Około ósmej rano przychodzi lekarz
-Witam, doktor Thomas Muller.
-Dzień dobry, Andreas Wellinger.
-Dziś zrobimy Pana dziewczynie specjalistyczne badania i mamy nadzieję,że one pokażą jakie są rokowania.Mamy już całą dokumentację, niestety z tego co widzę jej stan jest stabilny, bez zmian. To już dwa miesiące odkąd Pani Lisa jest w śpiączce, mimo wszystko zrobimy co w naszej mocy aby się obudziła. Nie może Pan tracić wiary, trzeba mieć nadzieję.
-Jak na razie to właśnie ta nadzieja trzyma mnie przy życiu Panie doktorze.Ile potrwają te badania?
-Zapewne kilka godzin, w tym czasie ma do pana przyjść psycholog o którego Pan prosił.
-Dziękuję bardzo.

Przez ostatnie dwa miesiące uczęszczałem na terapię do doktora Fischera, dała mi ona naprawdę wiele. Robię to dla siebie, ale w szczególności dla Lisy, chcę aby zobaczyła moją zmianę, chcę jej pokazać,że wiem jakie błędy popełniałem. Nie wiem czy ona tak naprawdę kiedykolwiek mi wybaczy, wiem, że się wybudzi, ona jest waleczna. Tak bardzo chciała skończyć te studia. Wybrała architekturę, tak samo jak w liceum. Stwierdziła,że musi iść na studia,żeby w przyszłości zaprojektować każdy pokój w naszym domu, dlatego też wybrała architekturę wnętrz i ogrodów. Zawsze śmiałem się,że wynajmę profesjonalistę bo jej nie ufam w tej kwestii, ona wtedy udawała obrażoną i musiałem ją przekupywać budyniem czekoladowym. Tak bym chciał żeby ten nasz wspólny dom był choć trochę realnym planem.

Około trzynastej Lisę przewieziono na badania, a ja odbyłem długą rozmowę z psychologiem, który zaproponował spotkania dwa razy w tygodniu.Przystałem na tę propozycję. Dobrze,że mój nowy psycholog skontaktował się z doktorem Fischerem i nie musiałem po raz kolejny opowiadać tego wszystkiego.
O siedemnastej kończą się badania Lisy i znów jest razem ze mną. Na laptopie puszczam jej ulubione piosenki, a sam zajmuję się odpisywaniem na listy moich fanów. Odkąd w prasie pojawiła się informacja o wypadku Lisy dostaję masę wiadomości i listów. Nikt nie prosi o autograf, ponieważ wszyscy piszą,że mi współczują i muszę być silny. To bardzo miłe z ich strony, postanowiłem odpisać na każdy list choćby jednym zdaniem i dodać do każdego kartę ze swoim podpisem. Tych listów jest cała masa z domu przywiozłem ogromny karton listów, a drugi równie wielki jest już prawie pełny. Rozsiadam się na fotelu, który stoi przy stoliku i zaczynam na początek podpisywać karty. W tym czasie mówię Lisie co robię i czytam listy, które dostałem. To zajęcie pochłania mnie w całości i nawet nie zauważam kiedy do pokoju puka lekarz. W końcu dowiem się jakie są rokowania.
-Przepraszam za to-mówię wskazując na stolik cały w kartach, listach, kopertach i znaczkach- musiałem się czymś zająć-oznajmiam szybko sprzątając.
-Nic nie szkodzi, Pan mimo wszystko ma obowiązki, ja przychodzę do pana z dobrymi wiadomościami.- na samą wzmiankę o dobrych wiadomościach oczy mi się zaczynają świecić.
-Czekam na te dobre wiadomości od dwóch miesięcy.
-Rokowania są dobre, stan Pani Lisy jest stabilny, wszystkie obrzęki  po tym wypadku znikły. Teraz jest bardzo ważny czas przed panem. Przepraszam,że zapytam, ale ile jesteście parą?
-Ponad trzy lata.
-To świetnie zna Pan to co lubi i nie lubi  pacjentka. Zaczniemy od podstawiania pod nos pacjentki różnych zapachów. Które lubi i wręcz przeciwnie. Musi pan przywieść np jej ulubione perfumy i których nie lubi, Pana tak samo. Jeśli ma ulubiony zapach kwiatów też prosiłbym o przywiezienie, może być nawet zapach samochodowy. Jest to bardzo ważne aby podrażniać do działania narządy węchu. Prosiłbym też napisać listę owoców, warzyw, przypraw , które pacjentka lubi i nie lubi, czyli tak samo jak z zapachami, skompletujemy wszystkie te rzeczy i będziemy podawać Pani Lisie, proszę puszczać jej też ulubione i znienawidzone piosenki.
-W zasadzie to już dziś włączyłem jej ulubione piosenki.
-To bardzo dobrze. Byłbym bardzo zadowolony gdyby spisałby Pan na jutro tą listę warzyw, owoców itp i w najbliższym czasie przywiózł te rzeczy.
-Oczywiście jeszcze dziś pojadę do domu.
-Nie ma takiej potrzeby, spokojnie. Jutro jest piątek,a słyszałem że na weekendy mają przyjeżdżać rodzice pacjentki, więc niech Pan do nich zadzwoni i poprosi żeby przywieźli te rzeczy. O ile uda nam się wybudzić Panią Lisę, to potrwa kilka dni, tydzień, dwa. Więc spokojnie, musimy wszystko stopniowo wprowadzać. Dziś prosiłbym tylko włączyć pacjentce muzykę i niech pan spróbuje jej opowiedzieć na przykład o tym jak się poznaliście, gdzie poszliście na pierwszą randkę. To wszystko może pomóc.- rozmawiając z lekarzem popatrzyłem za okno, padało, to było to.
-Panie doktorze Lisa bardzo lubi zapach deszczu.-mówię radośnie
-Genialnie, proszę otworzyć drzwi balkonowe, a ja szybko przyniosę dodatkowy koc aby przypadkiem nie przewiało pacjentki.

Po wyjściu lekarza przez pół godziny siedziałem i pisałem co lubi i nie lubi Lisa. Chciało mi się płakać ze szczęścia bo pojawiła się ogromna nadzieja. Tak strasznie się cieszyłem. Szybko zadzwoniłem do Juli aby spakowała moje perfumy których Lisa nienawidzi, mój zapach samochodowy, który kazała mi zmienić bo stwierdziła,że śmierdzi jak bagno i kilka innych rzeczy. Poprosiłem ją również o to aby poinformowała o tym rodziców szatynki i Jakoba. Z tego co wiem to zamierzają przyjechać tu wszyscy. Mam nadzieję,że obecności nas wszystkich pomoże Lisie. Lekarz powiedział,że może się to nie powieść, ale mimo wszystko ogromnie wierzę w to że Lisa się wybudzi. Nie zmrużyłem oka tej nocy nie byłem w stanie leżeć, całą noc puszczałem muzykę Lisie, a sam przy małej lampce odpisywałem na listy. Nie wiem nawet kiedy za oknem zaczęło świtać. Wyszedłem na balkon pooddychać świeżym powietrzem. Potrzebowałem tego, zawsze wschód słońca i to poranne powietrze nastrajało mnie pozytywnie do życia, dawało taką energię i kopa do działania. Tu w klinice tej energii potrzebuję dwa razy więcej.
Około ósmej rano przychodzi lekarz na obchód i przekazuje mu listę produktów, o którą prosił. Informuje mnie,że popołudniu, stopniowo zaczną jej podawać te produkty. Stresuje się jak cholera bo tak naprawdę wiem,że szanse są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Może się udać, albo nie. Wierzę,że mimo wszystko się uda.
Około dziesiątej słyszę,że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić, spoglądam na ekran i widzę zadowoloną twarz Wanka. Przyjaciel informuje mnie,że właśnie dociera do kliniki. Jak tylko to słyszę moje serce opanowuje ogromna radość, nie widziałem się z nim od ostatniego treningu, więc od początku kwietnia. Utrzymywaliśmy kontakt telefoniczny, ale to nie to samo. Po piętnastu minutach słyszę pukanie do drzwi, zrywam się z miejsca i czym prędzej biegnę się z nim przywitać. Witamy się w drzwiach i przechodzimy do pokoju,w którym śpi Lisa. Wank widzi ją pierwszy raz od wypadku i jest w dużym szoku, rozumiem go.
-Zostawię Was samych, poczekam na korytarzu- mówię i wychodzę na zewnątrz. Lisa i Andreas bardzo się zżyli od igrzysk,są przyjaciółmi. Kiedy ja ją miałem gdzieś, on przy niej był, do końca życia będę mu za to wdzięczny. Rozmyślam o tym bardzo długo, nie zauważam kiedy Wank siada koło mnie.

WANK 

  Patrząc na Lisę kraja mi się serce. To moja przyjaciółka,jest dla mnie ważna. Mogłem jej o wszystkim powiedzieć i miałem pewność,że to zostanie między nami. Jest dla mnie ważna tak samo jak Andi.
Siadam niepewnie na krześle koło jej łóżka,czuje strach, boje się,że jakikolwiek mój niewłaściwy ruch może jej zaszkodzić. Zaczynam do niej mówić.
-Wiem,że nie było między Wami najlepiej, ale musisz być silna, musisz walczyć dla Andreasa. Jeśli ty się poddasz on razem z Tobą.- to śmieszne, ale mi dorosłemu facetowi, łzy stają w oczach- On żałuje, żałuje,że Cię zdradził. Nie wiedziałem  o tym, powiedział mi po wypadku, przez dwa lata dusił to w sobie. Popełnił błąd, Ty dobrze wiesz,że on Cię kocha nad życie, że świata poza Tobą nie widzi. Nawet teraz kiedy śpisz robi co w jego mocy żeby zapewnić Ci komfort i opiekę całą dobę. Pewnie się nigdy nie dowiecie, Ty i Twoi rodzice,że pobyt w tej klinice kosztuje dwadzieścia tysięcy euro. Musi Cię cholernie kochać bo poświęca dla Ciebie naprawdę wiele. Próbuje go przekonać żeby wrócił na treningi, ale cały czas odmawia, jeśli straci formę będzie ciężko mu ją odzyskać. Proszę Cię tym bardziej wróć do nas. Czekamy na Ciebie. Cała kadra trzyma kciuki i kibicuje Ci z całego serca. Atmosfera podupadła bo każdy ma w głowie Was, walczymy razem z Wami.
Siedzę jeszcze pół godziny u Lisy, a potem wychodzę na korytarz do Andreasa. Siedzi zamyślony, nawet nie zauważa,że wyszedłem dopiero, kiedy siadam koło niego, dostrzega moją obecność.
-Będzie dobrze, Lisa to silna dziewczyna, da radę.-mówię, próbując go pocieszyć
-Mam taką nadzieję, dzięki,że wpadłeś.
-Nie dziękuj, nie masz za co. Słuchaj ja wiem,że nie chcesz o tym słyszeć, ale wiedz,że my z całą kadrą zawsze Ci pomożemy, więc gdybyś miał problemy z kasą to mów. Już gadaliśmy z chłopakami i gdyby co to każdy się dorzuci.
-Dziękuję,ale mam nadzieję,że nie będzie takiej potrzeby. Na najbliższe  pół roku mam pieniądze, ale wierze w to,że Lisa z tego wyjdzie o wiele wcześniej. - wiedzę jaki jest przybity ale na razie nic z tym nie możemy zrobić. Możemy jedynie mówić to co czujemy,że wierzymy,że Lisa dojdzie szybko do zdrowia i wszystko będzie dobrze.
-My też w to wierzymy- mówię po chwilowej zadumie- zobaczysz będzie dobrze. Tylko musimy uzbroić się w cierpliwość.

___________________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________________
Witajcie Kochane.
Zaniedbałam troszkę Wasze blogi, ponieważ robię coś nowego i nie mam zbyt wiele czasu. Postaram się wszystko nadrobić, jeśli nie skomentuje teraz waszego rozdziału to poprawię się pod następnym.
Co robię???
Otóż tworze nowego bloga. Nie wiem czy się cieszycie, dajcie znać w komentarzu, ale ja się cieszę. Mogę Wam zdradzić,że to nie jest kolejny blog o skoczku narciarskim, o kim na razie nie zdradzę ale możecie zgadywać, oczywiście pozostaje w tematyce sportowej.
Mam nadzieję,że wszystko pójdzie tak jak chce,nie mam pojęcia kiedy opublikuje bloga, będę Was o wszystkim informować.
Co do rozdziału to czekam na Wasze opinie, w następnym pojawi się jakiś przełom.

Coś się kończy... czyli Rio papa.
Te igrzyska były dla mnie niesamowite. Potrafiłam nie spać po nocach żeby tylko obejrzeć występy Polaków, szkoda,że nie wszyscy nasi reprezentanci mogli cieszyć się medalem.
Przyznam szczerze,że najwięcej emocji przyniósł mi wyścig Rafała Majki i jego brązowy medal. Pierwszy medal dla Polski wywalczony przez drużynę, fakt Rafał wygrał, ale pracowała cała drużyna.
W mojej głowie nadal są obrazki załamanych siatkarzy i szczypiornistów. Byli blisko ale się nie udało.
 Nic więcej nie powiem, Piotrek powiedział to lepiej. Wszystkim, którzy nie widzieli tego wywiadu polecam zobaczyć. Te dziesięć czy dwadzieścia sekund wzruszyło mnie bardziej, niż dwugodzinny, piękny film.

"Przychodzi w życiu człowieka taki czas,w którym dźwiga krzyż nasiąknięty bólem, cierpieniem, niespełnionymi marzeniami i brakiem radosnych perspektyw. Często ten krzyż nas przygniata. Ciężko jest wtedy wstać,ale ja ci mówię : wstań i walcz. To Twoje życie, Twój największy skarb!"
-Piotr Wyszomirski
Buziaki :*

sobota, 13 sierpnia 2016

Rozdział 13

Teraz i tu :Wszystko zaczynało się sypać jak domek z kart.

 







-Witaj Andreas. Jesteś gotowy na dokończenie historii upadku?-pyta psycholog, kiedy siadam na fotelu.Czy jestem gotowy? Raczej nie, nie wiem, ale wiem że muszę mieć to w końcu za sobą. Za długo to wszystko  siedziało we mnie.

-W Finlandii zrobili mi podstawowe badania i po jednym dniu w szpitalu wypuścili mnie. Do Niemiec wróciłem z całą kadrą, a na lotnisku czekał tłum dziennikarzy. Odpowiedziałem na kilka pytań i zacząłem szukać Lisy, cudem zobaczyłem ją w tym tłumie. Od razy do niej podbiegłem i się z nią przywitałem. Była załamana i cały czas pytała jak się czuję. Oczywiście uspokoiłem ją że wszystko będzie dobrze. W poniedziałek dostałem telefon od trenera,że mam jechać do kliniki w Austrii na badania.
-Jak zareagowała na to Lisa?-pyta doktor Fischer
-Powiedziała,że jedzie ze mną i nie chce słyszeć słowa sprzeciwu, nie spodziewałem się,że dzień później przejdę operację.Po tym zabiegu coś się stało w mojej głowie, dowiedziałem się,że na skocznię szybko nie wrócę. To był cios.
-A jak zmieniły się Twoje relacje z Lisą?
-Na lepsze, byliśmy ze sobą jeszcze bliżej. W tamtym czasie jej wsparcie było dla mnie bardzo ważne.Kiedy przychodziły chwile zwątpienia potrafiła mi powiedzieć,że wszystko będzie ok, a ja w to wierzyłem. Udało mi się wrócić na mistrzostwa,ale nie były dla mnie zbyt udane tak samo jak reszta sezonu. Chodziłem troszkę podirytowany,ale to było nic w porównaniu z tym co się działo w następnym sezonie. Zdaliśmy obydwoje maturę i wyjechaliśmy na wakacje. Było fantastycznie, wiedzieliśmy,że musimy wypocząć bo przed nami ciężki czas. Lisa poszła na studia wraz z początkiem października, niby studiowała w Ruhpolding, ale i tak mieliśmy mało czasu dla siebie. Lisa wracała późnym popołudniem, potem musiała się uczyć. Miała czas w weekendy,ale nie długo zaczął się sezon. W domu byłem w tygodniu, a w weekendy na konkursach. Często się mijaliśmy, widywaliśmy się maksymalnie raz w tygodniu, czasem nawet nie. Ja zacząłem się coraz bardziej irytować, nie mieliśmy dla siebie czasu i do tego skoki też mi nie szły. Wszystko zaczynało się sypać jak domek z kart.
W święta mieliśmy kilka dni dla siebie, napięcie między nami było tak duże,że w końcu wybuchliśmy. Pokłóciliśmy się w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Ja miałem pretensję o to że za dużo czasu poświęca nauce.Wiem,że nie powinienem mieć do niej pretensji, powinienem być z niej dumny i wpierać ją. Pogodziliśmy się w nowy rok, następna większa kłótnia miała miejsce przed Mistrzostwami Świata w lotach. Oznajmiła mi,że zaczyna pracę w jakiejś restauracji, że będzie kelnerką w weekendy. Wtedy nie rozumiałem,że ona chce być nie zależna finansowo. Tłumaczyłem jej,że ja mam pieniądze, że ja zarabiam. Próbowałem jej powiedzieć,że w weekendy powinna odpocząć po całym tygodniu nauki, ale nie chciała mnie słuchać.
-Przepraszam,że zapytam. W jaki sposób dawałeś jej pieniądze?
-Miała dostęp do mojego konta i swoje na które wpłacałem jej pieniądze. Nie chciałem,żeby mojej dziewczynie czegoś brakowało. Zaczęła pracę, ja chodziłem cały czas wściekły, poirytowany. Kłótnie w naszym związku były na porządku dziennym. Po zakończeniu sezonu było jeszcze gorzej. Moje wyniki z sezonu były istną katastrofą, zero miejsc na podium indywidualnie, nie kwalifikowałem się do kilku konkursów. Chcąc poprawić nasze relacje zaproponowałem wakacje. Lisa stwierdziła,że ma prace i egzaminy, więc pojechałem sam z kolegami. Wróciłem wściekły jeszcze bardziej. Irytowało mnie wszystko. Kłóciliśmy się codziennie, ale nigdy jej nie powiedziałem tylu przykrych słów co w dniu wypadku.
- Opowiedz co działo się w tym dniu.
-Rano pojechałem na siłownię. Wróciłem do domu około dziesiątej. Pamiętam,że mama miała o coś do mnie pretensje, ale nie zwracałem wtedy na to uwagi. Czytałem akurat książkę kiedy do pokoju wpadła Lisa. Była wściekła, ale to była tylko jej maska. Zauważyłem,że musiała wcześniej płakać, jej oczy przepełniał smutek. Od razu zaczęła krzyczeć, mówiła, że ona już dłużej tego nie wytrzyma,że się zmieniłem, a ja byłem wściekły i powiedziałem,że ma wszystko dzięki mnie,że tak naprawdę bez mojej pomocy byłaby nikim. Zrównałem ją z ziemią. Teraz strasznie tego żałuję, mówiłem to a tak naprawdę nigdy tak nie myślałem. Spoliczkowała mnie, chciałem ją przeprosić, a wtedy ona wbiła mi nóż w plecy. Dowiedziała się o zdradzie. Na zdjęciach była data i ja z tą laską jak ją obściskuję i wchodzimy to tej przeklętej toalety. Kiedy wybiegła z pokoju wszystko jakby do mnie dotarło, jak oznajmiła,że ze mną zrywa, zrozumiałem co narobiłem,a co było potem to już doktor wie.
-Andreas teraz przed Tobą jest wielka walka. Musisz walczyć za Was dwoje, nie skupiaj się na tym co było. To co się stało już się nie odstanie, teraz możesz jedynie być przy Lisie, tak naprawdę ludzie w śpiączce czują obecność innych. Mów do niej, opowiadaj jej jaka jest pogoda za oknem, co dziś robiłeś, co ciekawego dzieje się u jej rodziny. Tylko żeby jej o tym opowiadać musisz zacząć żyć. Musisz wyjść do ludzi, siedzisz tu całymi dniami.
-Muszę przy niej być,w każdej chwili może się wybudzić.
-Andreas, lekarze was zawiadomią, taki proces musi trochę potrwać. Lekarze zauważą jeśli Lisa zacznie się wybudzać. Widzimy się za kilka dni, jeszcze Ci powiem dokładnie kiedy.
-Dziękuję bardzo doktorze.
-Nie dziękuj  mi, to ty masz silną wolę, nie ja. -mówi i odprowadza mnie do drzwi.

Około godziny dwunastej wracam do sali Lisy. Nic się nie zmieniło białe ściany aż straszą. Zrobiłem tak jak radził mi doktor Fischer. Mówiłem do niej o wiele więcej niż wcześniej, opowiedziałem jej o mojej wizycie u psychologa, o tym że wróciłem na terapię. Poprosiłem również o wybaczenie, żeby wybaczyła mi zdradę i wszystkie przykre słowa. Po południu przyszedł Jakob z Julią, brat Lisy zaprosił mnie na piwo, oczywiście nie chciałem się zgodzić, ale można powiedzieć,że zostałem zaciągnięty do tego baru siłą.

-Powinieneś mi porządnie przypierdolić- mówię, kiedy wracamy z Jakobem do domu.
-Dlaczego?
-Gdyby nie ja, to Twoja siostra nie leżałaby teraz w śpiączce, to wszystko moja wina.
-Gdyby nie ty, to moja siostra nie wiedziałaby co to znaczy prawdziwa i bezwarunkowa miłość. Nie myśl,że to Twoja wina.Muszę Ci o czymś powiedzieć- przerwał na moment- w dniu wypadku, kiedy Lisa znalazła te zdjęcia przyszła do mnie pogadać. Była załamana i zapłakana, ale powiedziała takie zdanie: "Ja nie chcę tego kończyć,wiem zdradził mnie, ale on nadal mnie kocha, a ja jego". Te słowa musiały coś znaczyć.- stanąłem w osłupieniu. Pojawiła się jakaś nadzieja.
-Jakob ja nie mogę pozwolić żeby ten jeden, cholerny wieczór przekreślił  ponad trzy lata naszego związku, ale nadal mam obawy,że Lisa  mnie odrzuci.Nabrałem nadziei, że nasza historia nie musi się kończyć. Kocham ją jak wariat. Oddałbym wszystko co mam. Złoty medal, puchary, nagrody, pieniądze, wszystko tylko po to żeby cofnąć czas żebym nie poszedł do tego klubu i nie zdradził Lisy.-wiem,że Jakob to odpowiednia osoba na wysłuchanie moich żali. Mogę mu w pełni zaufać.
-Nie lubię się powtarzać ale powiem to po raz kolejny. Będzie dobrze.-mówi klepiąc mnie po plecach.
Wieczór spędzam w towarzystwie rodziców przyjaciela, nie wiem jakim cudem oni nie mają mi za złe,że przez moją głupotę mogą stracić córkę. Za każdym razem jak zaczynam ten temat mówią,że to nie moja wina, że każdy popełnia błędy, grunt żeby wiedzieć jak je naprawić.
 Po kolacji kieruję się do pokoju dziewczyny aby wziąć kilka zdjęć. Jutro poustawiam je w tej białej, strasznie wyglądającej sali. Mam nadzieję,że te zdjęcia, choć w połowie ocieplą klimat tego miejsca.
W pokoju znajduje jeszcze złotą bransoletkę, którą Lisa dostała ode mnie w trzecią rocznicę naszego związku. Na złotej blaszce wygrawerowany jest napis "Na zawsze", a pod spodem nasze inicjały i data 20 listopada, czyli dnia w którym zaczęliśmy razem chodzić. Kiedy dawałem jej tę bransoletkę było już między nami kiepsko, ale była bardzo szczęśliwa, kiedy zobaczyła ten prezent.
Potem żegnam się z Jakobem i jego rodzicami i zmierzam do swojego domu.

Następny dzień zapowiadał się pięknie, obudziły mnie promienie słońca wpadające do mojego pokoju. Zjadłem śniadanie z siostrami i mamą, postanowiłem też jechać na zakupy, wziąłem sobie do serca rady doktora i postanowiłem troszkę czasu spędzić w domu. Po drodze z supermarketu wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem bukiet kwiatów dla Lisy. Tak wiem nie można wnosić kwiatów na oddział, na którym leży Lisa, ale panie pielęgniarki bardzo mnie lubią, więc z pewnością zrobią wyjątek.

 Do szpitala docieram około dwunastej, więc bardzo późno jak dla mnie. Spokojnie idę w stronę głównego wejścia  szpitala, kiedy nagle wpadam w jakieś stado dziennikarzy i paparazzi. Byłem w niemałym szoku, kiedy wszyscy zgromadzeni prosili o wywiad bądź wypowiedź na temat stanu zdrowia Lisy. Oczywiście odmówiłem jakiegokolwiek komentarza i dostałem się do szpitala.Najpierw poszedłem do sali szatynki. Wstawiłem kwiaty do wazonu i postawiłem je na szafce,koło łóżka Lisy. Zdjęcia postawiłem na innych półkach znajdujących się w sali, a bransoletkę zawiesiłem na nadgarstku dziewczyny.Potem niezwłocznie udałem się do gabinetu dyrektora szpitala, który już na mnie czekał.
-Przepraszamy za to zamieszanie. Nie byliśmy przygotowani na taki obrót sprawy. Właśnie ściągamy do naszego szpitala dodatkowych ochroniarzy. Mamy nadzieję,że ta sytuacja nie długo się skończy- tłumaczył dyrektor- oczywiście żadne informacje o stanie zdrowia pańskiej dziewczyny nie wyjdą poza mury tego szpitala.
-Nie musi pan przepraszać, nikt nie mógł tego przewidzieć. Dziękuję za pana zaangażowanie, na razie nie chcę niczego tłumaczyć dziennikarzom. Mam nadzieję,że Lisa nie długo się wybudzi.
-Panie Andreasie, wszyscy mamy taką nadzieję.

Wracam do sali Lisy, przy jej łóżku spotykam mamę szatynki. Witam się z nią i chcę wyjść aby pobyły same, ale ona zatrzymuje mnie i wskazuje miejsce po drugiej stronie łóżka. Siadam na krześle, a pani Braun spogląda na mnie niepewnie.
-Andreas nie obraź się, ale postanowiłam powiedzieć coś tym wszystkim osobą zgromadzonym pod wejściem do szpitala. Chciałam zrzucić ten ciężar z Ciebie. Ty i tak już dużo robisz. Mam nadzieję, że to przyniesie jakiś skutek i nie będziesz musiał dodatkowo znosić ich obecności.- kamień spada mi z serca. Wiem, że rodzicielkę Lisy musiało to wiele kosztować. Jestem jej ogromnie wdzięczny za to,że nie kazała mi tego robić. W końcu i tak bym musiał coś im powiedzieć.
-Dziękuję, a mogę wiedzieć co im Pani powiedziała.
-Z pewnością już niedługo przeczytasz co im powiedziałam. Mam nadzieję,że to zamknie ten temat raz na zawsze. - mówi dobitnie, potem siedzimy w ciszy, pogrążeni we własnych myślach. Cisza między nami trwa kilkanaście minut, a potem mam Lisy ją przerywa- Dziękuję Ci za to ile robisz dla mojej córki, wiem nie było między Wami najlepiej, ale nie wracajmy do tego. Widzę ile Cie to kosztuje, widzę,że w domu jesteś tylko gościem, nie chodzisz na treningi. Andreas powinieneś żyć normalnie. Wróć do treningów, dobrze wiesz,że Lisa nie chciałaby, abyś porzucał to co kochasz.
-Wiem i dlatego tego nie robię, nie porzucam tego co kocham. Kocham Lisę i to jest najważniejsze, skoki to sprawa drugorzędna. Teraz to ona jest najważniejsza.
 
___________________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________________
Witajcie Kochane.
Jeszcze Was potrzymam w niepewności co z tą Lisą.
Niestety wcześniej nie mogłam dodać rozdziału, więc robię to teraz.
Dziękuję za bardzo miłe komentarze pod ostatnim rozdziałem, wakacje były udane.
Teraz przyszedł czas na pracę, więc biorę się za pisanie kolejnych rozdziałów i czytanie Waszych nowości.
Kolejny rozdział pojawi się za około tydzień  w weekend, albo poniedziałek, wtorek.
Buziaki :*