"Teraz i tu: Za późno"
21 kwiecień 2016
-
Nie potrafisz zrozumieć,że tamten chłopak już nie istnieje. Teraz mam
sławę, kasę, mam wszystko. Nic więcej nie potrzebuje do szczęścia-
krzyczał blondyn.
-A mnie jeszcze potrzebujesz? Wydaje mi się,że nie- stwierdza z bólem w głosie.
-Co
ty pierdolisz? Przecież mnie nie zostawisz- mówi, na jego twarzy
pojawił się arogancki uśmieszek.- Gdyby
nie ja byłabyś nikim. To ja ci pokazałem świat, to mi powinnaś wszystko
zawdzięczać.- po raz kolejny usłyszała pogardliwy śmiech - Co źle Ci ze
mną.Masz wszystko pieniądze, sławę i dobry seks.-powiedział kpiąco. Nie
wytrzymała.
Spoliczkowała go. Jej dłoń była tak samo czerwona jak jego policzek.
Stali oboje bez ruchu. Pierwszy raz doszło do przemocy w ich związku, z
pewnością ostatni raz. Bo ich już nie ma. Dziewczyna postanowiła to
zakończyć raz na zawsze, rzuciła mu zdjęcia prosto w twarz.
-Nas już nie ma.Mogłeś mieć choć
odrobinę odwagi. Mogłeś ze mną zerwać, zanim zacząłeś bzykać inną laskę. Byłam tak cholernie z Ciebie dumna po tych igrzyskach, wtedy jak stawałeś na podium.Ta noc przed drużynówką była wspaniała, szkoda,że nie wiedziałam,że poprzedniej nocy pieprzyłeś jakąś inną laskę. Nie pytaj skąd mam zdjęcia, nie wiem. Znalazłam je w skrzynce na listy. Data na nich mówi wszystko. Ja siedziałam i ryczałam, a ty wolałeś się zabawić.- wykrzyczała mu w twarz, a łzą pozwoliła spokojnie
płynąć po policzkach.
Szybko
wybiegła z pokoju blondyna, zbiegła po schodach. W holu napotkała
pytające spojrzenie jego matki ale zignorowała to. Zapłakana wybiegła z
placu chłopaka wprost pod koła rozpędzonego samochodu.
****
ANDREAS
Co ja zrobiłem? Pytam sam siebie kiedy słyszę trzask zamykanych drzwi. Spoglądam na zdjęcia. Nawet nie wiem jak miała na imię ta dziewczyna. Nie tłumaczy mnie nadmiar alkoholu. Sam za nią poszedłem do tej toalety. Nie zmuszała mnie. Zdradziłem moją Lisę. Moją najukochańszą. Coś ty zrobił Wellinger? Myślałem,że ukryje to przed nią. Byłem głupi.Muszę ją zatrzymać. Przecież ją kocham. Co się ze mną porobiło?
Zbiegam po schodach i w momencie zamieram. Słyszę pisk opon i mocne uderzenie... Moja mama wygląda przez okno w kuchni, wychodzące na ulicę. Stoję jak wryty na schodach. Mija moment kiedy mama obraca się i patrzy na mnie, łzy spływają po jej policzkach...
Klika sekund trwa cała sytuacja, a dla mnie to wieczność. Mama niesłyszalnie wypowiada jej imię, czytam to z jej ust.Zrywam się i wybiegam na dwór. Tuż za bramą widzę...
Jezdnia, samochód, kierowca, ciało na jezdni, szatynka, delikatna cera, nie widzę koloru jej oczu.
Moje myśli są jak równanie, ciało dziewczyny x- niewiadoma. Jezdnia plus samochód, kłótnia, zdrada, nienawiść... równanie wyłania niewiadomą... LISA.
Lisa... sens mojego życia, sens moich skoków, osoba dla której wracam z każdych zawodów z uśmiechem na ustach, moja miłość.
Biegnę co sił w nogach, padam koło jej bezwładnego ciała. Chwytam jej dłoń w swoją, z pod moich powiek wydostają się łzy, na jej twarzy również są jeszcze łzy... łzy wywołane prze mnie. Ocieram je z jej delikatnej skóry, mieszają się z krwią, która wypływa z licznych zadrapań jej pięknej twarzy. Drżącymi rękoma przeczesuje jej włosy, napotykam coś ciepłego, spoglądam na moją dłoń... krew. Widzę niewielką kałuże krwi wokół jej głowy... plama się powiększa. Szlocham jeszcze bardziej. Słyszę zapewnienia ludzi, że karetka już jedzie. Spoglądam po raz kolejny na jej ciało... nogę ma wykręconą w dziwny sposób, druga ręka podobnie, jest źle widzę to. TO MOJA WINA. TO JA DO TEGO DOPROWADZIŁEM...
-Lisa- mówię cicho.- Błagam otwórz oczy - przykładam jej dłoń do moich ust.Wiem,że mogę ją stracić... NA ZAWSZE.
-Przepraszam- szepczę, słyszę syreny karetki.
Sanitariusze podbiegają do Lisy, czuje silne ramiona, które mnie odciągają od mojej szatynki. Odwracam się i patrzę na mężczyznę, który mnie odciągnął.
-Ratujcie ją- błagam.
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy-mówi i odchodzi szybko. Chwila tylko tyle mija i słyszę potok słów lekarza... złamanie ręki, złamanie nogi, uszkodzone narządy wewnętrzne, STAN KRYTYCZNY, DZIEWCZYNO WALCZ MASZ DLA KOGO.
Stoję nie wiem co robić, wokół Lisy jest czterech mężczyzn ubranych w pomarańczowe stroje, prawie jej nie widać. Czuję dłoń na moim ramieniu, moja mama, zapłakana. Obok siostra w równie kiepskim stanie.
-Kto to zrobił?- słowa siostry przywracają mnie do rzeczywistości, łzy momentalnie przestają płynąć po moich policzkach. Przecieram oczy, widzę tego gnojka. Siedzi na masce samochodu z telefonem w ręku, jest może młodszy ode mnie. Głupio uśmiecha się pod nosem. Nie wytrzymuję. Biegiem rzucam się na niego.
-Ty pieprzyłeś moją laskę, a ja załatwiłem Twoją. Było mi ciężko Cię znaleźć, a jednak. Zabrałem Ci to co ty mi. Dowiedziałem się kim jesteś po dwóch latach. Dla takiego widoku warto było czekać- mówi nim zdążę się na niego rzucić.
Lądujemy na ziemi, jestem nad nim. Okładam go pięściami na oślep, używam całej swojej siły, widzę jego krew, ma cierpieć,tak jak Lisa. Nadal go biję, ludzie łapią mnie za ramiona, próbują odciągnąć. Nic z tego nadal nie daję za wygraną. Dopiero stado policjantów mnie odciąga. On nadal się śmieje, odwracam uwagę od niego, a przenoszę na Lisę. Właśnie zabierają ją na noszach do karetki.
-Ty pieprzyłeś moją laskę, a ja załatwiłem Twoją. Było mi ciężko Cię znaleźć, a jednak. Zabrałem Ci to co ty mi. Dowiedziałem się kim jesteś po dwóch latach. Dla takiego widoku warto było czekać- mówi nim zdążę się na niego rzucić.
Lądujemy na ziemi, jestem nad nim. Okładam go pięściami na oślep, używam całej swojej siły, widzę jego krew, ma cierpieć,tak jak Lisa. Nadal go biję, ludzie łapią mnie za ramiona, próbują odciągnąć. Nic z tego nadal nie daję za wygraną. Dopiero stado policjantów mnie odciąga. On nadal się śmieje, odwracam uwagę od niego, a przenoszę na Lisę. Właśnie zabierają ją na noszach do karetki.
-Gdzie ją zabieracie? -krzyczę.
-Do Ruhpolding.- słyszę szybko odpowiedź. Wbiegam do domu po kluczyki od samochodu, jednak uprzedza mnie siostra.
-Nie pojedziesz w takim stanie.Ja poprowadzę, mama już pobiegła zawiadomić rodzinę Lisy. Będzie dobrze braciszku- mówi kiedy wręcz biegniemy do samochodu.
-To moja wina.- mówię- Gdyby nie nasza kłótnia, gdyby nie moja zdrada. Gdybym nie pojawił się w jej życiu wszystko byłoby w porządku. Zawiodłem ją po raz kolejny.- siostra nic nie mówi skupia się na jeździe.- Dlaczego ja byłem taki głupi, sława, pieniądze sodówka uderzyła mi do głowy, potem ten upadek w Kuusamo. Traktowałem ją jak zwykłą służącą, kiedy ostatni raz powiedziałem jej,że ją kocham. Nawet tego nie pamiętam.Powinienem jej to mówić codziennie, co godzinę, co minutę, a teraz... na wszystko jest już za późno. - nie zauważam kiedy parkujemy pod szpitalem. Czuję dłoń Juli na moim ramieniu.
-Andreas masz szanse to naprawić, ona Cię potrzebuje.- mówi i lekko popycha mnie w stronę wejścia.- Pamiętaj musisz walczyć tak jak ona teraz.- powtarza. Wchodzę do szpitala, a ona zostaje i czeka na jej rodzinę. Szybko odnajduję izbę przyjęć. Dowiaduje się gdzie znajdę Lisę, podchodzę pod salę i słyszę niepokojące dźwięki.
JAKOB
Jak to moja mała siostrzyczka w krytycznym stanie. Nie wierzę w to co słyszę. Wsiadam w samochód i pędzę z mamą Wellingera do szpitala. Nie patrzę na prędkości , muszę tam być jak najszybciej. Niecałe dziesięć minut później jestem na parkingu szpitalnym. Widzę Julię, jest przerażona. Patrzę na nią wymownie.
-Jej stan jest krytyczny - szepcze cichutko. Wchodzimy do szpitala i kierujemy się na izbę przyjęć. Trafiamy pod odpowiednią salę, przy szybie jest Andreas. Wiem o zdradzie, wiem że nie było między nimi najlepiej, lecz wiem też,że się kochają. A Andreas tak naprawdę świata poza nią nie widzi. Być może sława trochę poprzewracała mu w głowie, ale w sercu wszystko pozostało na swoim miejscu.
Ręce ma na szybie po jego policzka lecą łzy, zauważa nas. W jego spojrzeniu widać rozpacz, dziką rozpacz. Podchodzę do szyby. Siostra, moja mała siostrzyczka, kable, aparatury, długa ciągła linia,odgłosy z sali "defibrylacja", "odsunąć się", "strzał"...
Ręce ma na szybie po jego policzka lecą łzy, zauważa nas. W jego spojrzeniu widać rozpacz, dziką rozpacz. Podchodzę do szyby. Siostra, moja mała siostrzyczka, kable, aparatury, długa ciągła linia,odgłosy z sali "defibrylacja", "odsunąć się", "strzał"...
ANDREAS
Nie wierzyłem w to co widzę, Lisa była reanimowana około pół godziny bez skutku. Ona nie mogła mnie zostawić...Staliśmy z Jakobem patrząc jak lekarze walczą o życie najważniejszej osoby w moim życiu. Liczyliśmy na cud i ten cud nastąpił. Lisa w końcu zaczęła samodzielnie oddychać. Cieszyłem się jak dziecko, tylko dlatego,że pojawiła się nadzieja. Wszystko potem działo się w ekspresowym tempie. Tylko przez moment mogę po raz kolejny zobaczyć Lisę kiedy przewożą ją na blok operacyjny. Koło nas zatrzymuję się lekarz.
-Proszę przygotować się na najgorsze, będziemy robić co w naszej mocy, lecz stan pacjentki jest krytyczny. Nigdy tego nie mówię,ale módlcie się żeby z tego wyszła. -po raz kolejny ginie mi grunt pod nogami. Wszystko prze mnie. Nie wybaczę sobie jeśli ona tego nie przeżyje.
Godziny upływały w bardzo powolnym tempie. Godzina za godziną, minuta za minutą, sekunda za sekundą, w taki właśnie sposób upłynęła szósta godzina operacji Lisy. Była północ ale nikt z nas nie był śpiący, każdy czekał. Najbardziej bolał mnie widok rodziców szatynki. Są dla mnie tacy mili, pomimo tego, iż wiedzą,że zdradziłem Lisę, ona o niczym im nie powiedziała, to ja im powiedziałem kiedy przybyli do szpitala, nie mogłem ich okłamywać... ten wypadek to moja wina.
Na zegarze wybiła trzecia nad ranem, a drzwi sali operacyjnej się otworzyły. Zobaczyliśmy dwóch lekarzy, którzy byli wykończeni.
-Operacja przebiegła pomyślnie, udało nam się zatamować wszystkie krwotoki wewnętrzne, założyliśmy gips na rękę i nogę, niestety to tylko tyle dobrych wiadomości.- nastąpiła chwila ciszy- Pani Lisa zapadła w śpiączkę, nie znam odpowiedzi kiedy i czy w ogóle się wybudzi.- opadłem na krzesełko, twarz ukryłem w dłoniach. Mój świat legł w gruzach. Wszystko co się wcześniej liczyło,właśnie straciło sens.
-Proszę przygotować się na najgorsze, będziemy robić co w naszej mocy, lecz stan pacjentki jest krytyczny. Nigdy tego nie mówię,ale módlcie się żeby z tego wyszła. -po raz kolejny ginie mi grunt pod nogami. Wszystko prze mnie. Nie wybaczę sobie jeśli ona tego nie przeżyje.
Godziny upływały w bardzo powolnym tempie. Godzina za godziną, minuta za minutą, sekunda za sekundą, w taki właśnie sposób upłynęła szósta godzina operacji Lisy. Była północ ale nikt z nas nie był śpiący, każdy czekał. Najbardziej bolał mnie widok rodziców szatynki. Są dla mnie tacy mili, pomimo tego, iż wiedzą,że zdradziłem Lisę, ona o niczym im nie powiedziała, to ja im powiedziałem kiedy przybyli do szpitala, nie mogłem ich okłamywać... ten wypadek to moja wina.
Na zegarze wybiła trzecia nad ranem, a drzwi sali operacyjnej się otworzyły. Zobaczyliśmy dwóch lekarzy, którzy byli wykończeni.
-Operacja przebiegła pomyślnie, udało nam się zatamować wszystkie krwotoki wewnętrzne, założyliśmy gips na rękę i nogę, niestety to tylko tyle dobrych wiadomości.- nastąpiła chwila ciszy- Pani Lisa zapadła w śpiączkę, nie znam odpowiedzi kiedy i czy w ogóle się wybudzi.- opadłem na krzesełko, twarz ukryłem w dłoniach. Mój świat legł w gruzach. Wszystko co się wcześniej liczyło,właśnie straciło sens.
"Ten wypadek otworzył mu oczy,ale jej zamknął"
_______________________________________________________
_______________________________________________________
Witajcie Kochane.
W końcu pojawił się ten długo wyczekiwany rozdział.
Szczerze podoba mi się, jak na moje "zdolności" chyba nie jest najgorzej. Zostawcie komentarz co o tym sądzicie.
Oczywiście dziękuje bardzo za komentarze pod poprzednią informacją. Jeśli jeszcze się chcecie wypowiedzieć to zapraszam do tamtego posta.
Czekam na Wasze opinie.
Buziaki :*
Witajcie Kochane.
W końcu pojawił się ten długo wyczekiwany rozdział.
Szczerze podoba mi się, jak na moje "zdolności" chyba nie jest najgorzej. Zostawcie komentarz co o tym sądzicie.
Oczywiście dziękuje bardzo za komentarze pod poprzednią informacją. Jeśli jeszcze się chcecie wypowiedzieć to zapraszam do tamtego posta.
Czekam na Wasze opinie.
Buziaki :*