poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział 11

"Teraz i tu: Za późno" 



21 kwiecień 2016

-Zmieniłeś się. Nie poznaje Cię. Nie jesteś tym chłopakiem, którego poznałam w autobusie, który cieszył się tym co ma.- powiedziała łamiącym się głosem szatynka o czekoladowych tęczówkach.
- Nie potrafisz zrozumieć,że tamten chłopak już nie istnieje. Teraz mam sławę, kasę, mam wszystko. Nic więcej nie potrzebuje do szczęścia- krzyczał blondyn.
-A mnie jeszcze potrzebujesz? Wydaje mi się,że nie- stwierdza z bólem w głosie.
-Co ty pierdolisz? Przecież mnie nie zostawisz- mówi, na jego twarzy pojawił się arogancki uśmieszek.- Gdyby nie ja byłabyś nikim. To ja ci pokazałem świat, to mi powinnaś wszystko zawdzięczać.- po raz kolejny usłyszała pogardliwy śmiech - Co źle Ci ze mną.Masz wszystko pieniądze, sławę i dobry seks.-powiedział kpiąco. Nie wytrzymała. Spoliczkowała go. Jej dłoń była tak samo czerwona jak jego policzek. Stali oboje bez ruchu. Pierwszy raz doszło do przemocy w ich związku, z pewnością ostatni raz. Bo ich już nie ma. Dziewczyna postanowiła to zakończyć raz na zawsze, rzuciła mu zdjęcia prosto w twarz.
-Nas już nie ma.Mogłeś mieć choć odrobinę odwagi. Mogłeś ze mną zerwać, zanim zacząłeś bzykać  inną laskę. Byłam tak cholernie z Ciebie dumna po tych igrzyskach, wtedy jak stawałeś na podium.Ta noc przed drużynówką była wspaniała, szkoda,że nie wiedziałam,że poprzedniej nocy pieprzyłeś jakąś inną laskę. Nie pytaj skąd mam zdjęcia, nie wiem. Znalazłam je w skrzynce na listy. Data na nich mówi wszystko. Ja siedziałam i ryczałam, a ty wolałeś się zabawić.- wykrzyczała mu w twarz, a łzą  pozwoliła spokojnie płynąć po policzkach. 
Szybko wybiegła z pokoju blondyna, zbiegła po schodach. W holu napotkała pytające spojrzenie jego matki ale zignorowała to. Zapłakana wybiegła z placu chłopaka wprost pod koła rozpędzonego samochodu.


****


ANDREAS

Co ja zrobiłem? Pytam sam siebie kiedy słyszę trzask zamykanych drzwi. Spoglądam na zdjęcia. Nawet nie wiem jak miała na imię ta dziewczyna. Nie tłumaczy mnie nadmiar alkoholu. Sam za nią poszedłem do tej toalety. Nie zmuszała mnie. Zdradziłem moją Lisę. Moją najukochańszą. Coś ty zrobił Wellinger? Myślałem,że ukryje to przed nią. Byłem głupi.Muszę ją zatrzymać. Przecież ją kocham. Co się ze mną porobiło?
 Zbiegam po schodach i w momencie zamieram. Słyszę pisk opon i mocne uderzenie... Moja mama wygląda przez okno w kuchni, wychodzące na ulicę. Stoję jak wryty na schodach. Mija moment kiedy mama obraca się i patrzy na mnie, łzy spływają po jej policzkach... 
Klika sekund trwa cała sytuacja, a dla mnie to wieczność. Mama niesłyszalnie wypowiada jej imię, czytam to z jej ust.Zrywam się i wybiegam na dwór. Tuż za bramą widzę...
Jezdnia, samochód, kierowca, ciało na jezdni, szatynka, delikatna cera, nie widzę koloru jej oczu.
 Moje myśli są jak równanie, ciało dziewczyny x- niewiadoma. Jezdnia plus samochód, kłótnia, zdrada, nienawiść... równanie wyłania niewiadomą... LISA.
Lisa... sens mojego życia, sens moich skoków, osoba dla której wracam z każdych zawodów z uśmiechem na ustach, moja miłość. 

Biegnę co sił w nogach, padam koło jej bezwładnego ciała. Chwytam jej dłoń w swoją, z pod moich powiek wydostają się łzy, na jej twarzy również są jeszcze łzy... łzy wywołane prze mnie. Ocieram je z jej delikatnej skóry, mieszają się z krwią, która wypływa z licznych zadrapań jej pięknej twarzy. Drżącymi rękoma przeczesuje jej włosy, napotykam coś ciepłego, spoglądam na moją dłoń... krew. Widzę niewielką kałuże krwi wokół jej głowy... plama się powiększa. Szlocham jeszcze bardziej. Słyszę zapewnienia ludzi, że karetka już jedzie. Spoglądam po raz kolejny na jej ciało... nogę ma wykręconą w dziwny sposób, druga ręka podobnie, jest źle widzę to. TO MOJA WINA.  TO JA DO TEGO DOPROWADZIŁEM...
-Lisa- mówię cicho.- Błagam otwórz oczy - przykładam jej dłoń do moich ust.Wiem,że mogę ją stracić... NA ZAWSZE. 
-Przepraszam- szepczę, słyszę syreny karetki. 
Sanitariusze podbiegają do Lisy, czuje silne ramiona, które mnie odciągają od mojej szatynki. Odwracam się i patrzę na mężczyznę, który mnie odciągnął.
-Ratujcie ją- błagam.
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy-mówi i odchodzi szybko. Chwila tylko tyle mija i słyszę potok słów lekarza... złamanie ręki, złamanie nogi, uszkodzone narządy wewnętrzne, STAN KRYTYCZNY, DZIEWCZYNO WALCZ MASZ DLA KOGO.

Stoję nie wiem co robić, wokół Lisy jest czterech mężczyzn ubranych w pomarańczowe stroje, prawie jej nie widać. Czuję dłoń na moim ramieniu, moja mama, zapłakana. Obok siostra w równie kiepskim stanie. 
-Kto to zrobił?- słowa siostry przywracają mnie do rzeczywistości, łzy  momentalnie przestają płynąć po moich policzkach. Przecieram oczy, widzę tego gnojka. Siedzi na masce samochodu z telefonem w ręku, jest może młodszy ode mnie. Głupio uśmiecha się pod nosem. Nie wytrzymuję. Biegiem rzucam się na niego.
-Ty pieprzyłeś moją laskę, a ja załatwiłem Twoją. Było mi ciężko Cię znaleźć, a jednak. Zabrałem Ci to co ty mi. Dowiedziałem się kim jesteś po dwóch latach. Dla takiego widoku warto było czekać- mówi nim zdążę się na niego rzucić.
Lądujemy na ziemi, jestem nad nim. Okładam go pięściami na oślep, używam całej swojej siły, widzę jego krew, ma cierpieć,tak jak Lisa. Nadal go biję, ludzie łapią mnie za ramiona, próbują odciągnąć. Nic z tego nadal nie daję za wygraną. Dopiero stado policjantów mnie odciąga. On nadal się śmieje, odwracam uwagę od niego, a przenoszę na Lisę. Właśnie zabierają ją na noszach do karetki. 
-Gdzie ją zabieracie? -krzyczę.
-Do Ruhpolding.- słyszę szybko odpowiedź. Wbiegam do domu po kluczyki od samochodu, jednak uprzedza mnie siostra.
-Nie pojedziesz w takim stanie.Ja poprowadzę, mama już pobiegła zawiadomić rodzinę Lisy. Będzie dobrze braciszku- mówi kiedy wręcz biegniemy do samochodu.
-To moja wina.- mówię- Gdyby nie nasza kłótnia, gdyby nie moja zdrada. Gdybym nie pojawił się w jej życiu wszystko byłoby w porządku. Zawiodłem ją po raz kolejny.- siostra nic nie mówi skupia się na jeździe.- Dlaczego ja byłem taki głupi, sława, pieniądze sodówka uderzyła mi do głowy, potem ten upadek w Kuusamo. Traktowałem ją jak zwykłą służącą, kiedy ostatni raz powiedziałem jej,że ją kocham. Nawet tego nie pamiętam.Powinienem jej to mówić codziennie, co godzinę, co minutę, a teraz... na wszystko jest już za późno. - nie zauważam kiedy parkujemy pod szpitalem. Czuję dłoń Juli na moim ramieniu.
-Andreas masz szanse to naprawić, ona Cię potrzebuje.- mówi i lekko popycha mnie w stronę wejścia.- Pamiętaj musisz walczyć tak jak ona teraz.- powtarza. Wchodzę do szpitala, a ona zostaje i czeka na jej rodzinę. Szybko odnajduję izbę przyjęć. Dowiaduje się gdzie znajdę Lisę, podchodzę pod salę i słyszę niepokojące dźwięki.

JAKOB
Jak to moja mała siostrzyczka w krytycznym stanie. Nie wierzę w to co słyszę. Wsiadam w samochód i pędzę z mamą Wellingera do szpitala. Nie patrzę na prędkości , muszę tam być jak najszybciej. Niecałe dziesięć minut później jestem na parkingu szpitalnym. Widzę Julię, jest przerażona. Patrzę na nią wymownie.
-Jej stan jest krytyczny - szepcze cichutko. Wchodzimy do szpitala i kierujemy się na  izbę  przyjęć. Trafiamy pod odpowiednią salę, przy szybie jest Andreas. Wiem o zdradzie, wiem  że nie było między nimi najlepiej, lecz wiem też,że się kochają. A Andreas tak naprawdę świata poza nią nie widzi. Być może sława trochę poprzewracała mu w głowie, ale w sercu wszystko pozostało na swoim miejscu.
Ręce ma na szybie po jego policzka lecą łzy, zauważa nas. W jego spojrzeniu widać rozpacz, dziką rozpacz. Podchodzę do szyby. Siostra, moja mała siostrzyczka, kable, aparatury, długa ciągła linia,odgłosy z sali  "defibrylacja", "odsunąć się", "strzał"...

ANDREAS
Nie wierzyłem w to co widzę, Lisa była reanimowana około pół godziny bez skutku. Ona nie mogła mnie zostawić...Staliśmy z Jakobem patrząc jak lekarze walczą o życie najważniejszej osoby w moim życiu. Liczyliśmy na cud i ten cud nastąpił. Lisa w końcu zaczęła samodzielnie oddychać. Cieszyłem się jak dziecko, tylko dlatego,że pojawiła się nadzieja. Wszystko potem działo się w ekspresowym tempie. Tylko przez moment mogę po raz kolejny zobaczyć Lisę kiedy przewożą ją na blok operacyjny. Koło nas zatrzymuję się lekarz.
-Proszę przygotować się na najgorsze, będziemy robić co w naszej mocy, lecz stan pacjentki jest krytyczny. Nigdy tego nie mówię,ale módlcie się żeby z tego wyszła. -po raz kolejny ginie mi grunt pod nogami. Wszystko prze mnie. Nie wybaczę sobie jeśli ona tego nie przeżyje.

Godziny upływały w bardzo powolnym tempie. Godzina za godziną, minuta za minutą, sekunda za sekundą, w taki właśnie sposób upłynęła  szósta godzina operacji Lisy. Była północ ale nikt z nas nie był śpiący, każdy czekał. Najbardziej bolał mnie widok rodziców szatynki. Są dla mnie tacy mili, pomimo tego, iż wiedzą,że zdradziłem Lisę, ona o niczym im nie powiedziała, to ja im powiedziałem kiedy przybyli do szpitala, nie mogłem ich okłamywać... ten wypadek to moja wina.


Na zegarze wybiła trzecia nad ranem, a drzwi sali operacyjnej się otworzyły. Zobaczyliśmy dwóch lekarzy, którzy byli wykończeni.
-Operacja przebiegła pomyślnie, udało nam się zatamować wszystkie krwotoki wewnętrzne, założyliśmy gips na rękę i nogę, niestety to tylko tyle dobrych wiadomości.- nastąpiła chwila ciszy- Pani Lisa zapadła w śpiączkę, nie znam odpowiedzi kiedy i czy w ogóle się wybudzi.- opadłem na krzesełko, twarz ukryłem w dłoniach. Mój świat legł w gruzach. Wszystko co się wcześniej liczyło,właśnie straciło sens.

"Ten wypadek otworzył mu oczy,ale jej zamknął" 

_______________________________________________________
_______________________________________________________ 
 Witajcie Kochane. 
W końcu pojawił się ten długo wyczekiwany rozdział. 
Szczerze podoba mi się, jak na moje "zdolności" chyba nie jest najgorzej. Zostawcie komentarz co o tym sądzicie.
Oczywiście dziękuje bardzo za komentarze pod poprzednią informacją. Jeśli jeszcze się chcecie wypowiedzieć to zapraszam do tamtego posta.
Czekam na Wasze opinie.
Buziaki :*

niedziela, 24 lipca 2016

WAŻNE


Dostałam dwa e-maile. Jak zobaczyłam,że mam nowe wiadomości bardzo się ucieszyłam, ogólnie świetnie. 
Przeczytałam wiadomości od Moniki, która napisała mi dużo ciepłych słów. Bardzo Ci dziękuję, naprawdę wiele to dla mnie znaczy. Monika czyta moje opowiadanie ale nie komentuje, ponieważ się wstydzi. Szczerze rozumiem takie zachowanie i naprawdę nie obrażam się, tylko się cieszę,że moje opowiadanie przyciąga uwagę. 

Druga wiadomości zdenerwowała mnie? Nie, to zdecydowanie mało powiedziane. Byłam wściekła czytając te bzdury. Napisała do mnie pewna dziewczyna, nie będę tu zdradzać imienia. Początek jej wiadomości brzmiał tak " Może dasz sobie spokój, wraz z innymi koleżaneczkami bo gówno potraficie. Wielce piszecie,że nie zdążcie dodać rozdziału bo musicie dopracować każdy szczegół, a tak naprawdę takie dziadostwo napisałby każdy"
To jest skopiowany tekst wiadomości tej dziewczyny( oczywiście to tylko FRAGMENT)
Po przeczytaniu całej wiadomości pomyślałam sobie, czy ta dziewczyna ma mózg, czy ona posiada coś w głowie? No chyba nie.
Wiecie co nie wiem nadal co Wam napisać bo nie mam słów aby opisać to co ja sądzę o tej osobie. Nie znam tej dziewczyny i cieszę się cholernie,że jej nie znam. Pozwólcie,że zwrócę się do tej dziewczyny tutaj. Skoro znalazła mojego e-maila musiała czytać ostatni rozdział. 

Mam Ci do przekazania kilka słów. 
Jeśli sądzisz,że jest to takie łatwe. To proszę spróbuj, zacznij pisać własne opowiadanie. Zobaczysz czy napisanie i opracowanie takiego rozdziału to takie nic.  Jestem ciekawa czy by Ci się udało. 
Swoją wiadomością obraziłaś nie tylko mnie, ale też wszystkie dziewczyny, które piszą. Nie ważne czy mają one tysiąc wyświetleń czy może sto tysięcy. Każda z Nas wkłada w swoje opowiadanie całe swoje serce. Poświęca swój wolny czas, pisanie łączy z nauką, pracą i masą innych obowiązków.
Nie jedna z nas siedzi nocami i sprawdza rozdział czy nie ma jakiś błędów. Ślęczymy przed monitorem komputera i zapraszamy kilkadziesiąt innych dziewczyn na nowy rozdział. Nie myśl,że się żale. Tak nie jest bo jak to kocham robić, poświęcam pisaniu wolny czas, zapraszam na nowy rozdział masę blogerek, a i tak nie każda skomentuje rozdział. Czy jestem zła? Oczywiście,że nie. Rozumiem to, sama nie komentuje wszystkiego bo nie jestem  w stanie tego ogarnąć. Czy Twoja wiadomość podcięła mi skrzydła? Nie, a wiesz dlaczego? Otóż ja liczę się tylko ze słuszną krytyką, taką która pokazuje moje błędy, a nie pierdolenie, które nie ma sensu. Wiesz dziewczyno nie pisz takich wiadomości bo sobie tylko odcisków na opuszkach palców narobisz. 

Ta dziewczyna w swojej wiadomości, dość dosłownie zjechała nas z ziemią. Nie miała zbyt wielu argumentów, po prostu w kółko pieprzyła,że to jest banalne.

Teraz mam do Was ogromną prośbę. Napiszcie w komentarzu co sądzicie o tym powyżej i o tej dziewczynie. Nie ważne czy komentujesz moje opowiadanie czy nie. Napisz swoją opinie. Chcę poznać Wasze zdanie. Postaram się aby ta wiadomość trafiła do dużej ilości dziewczyn. Jeśli nie chcecie publicznie wyrażać swojego zdania to napiszcie tu: marzycielllka.blogspot@interia.pl
Przepraszam ale musiałam to napisać. Nie wierzyłam,że na świcie są takie osoby, a jednak. 
Ale my się nigdy nie poddajemy. Buziaki dziewczyny :*
 P.S. Nowy rozdział dziś (25.07) albo jutro.

wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 10

Wspomnień czar: Słońce jeszcze dla nich zaświeci. 



 Z treningu wracam z wielkim bananem na buzi. Wygrany trening dał mi wielką nadzieję, że wszystko się wyjaśni. Do hotelu biegnę w podskokach i do każdego uśmiecham się jak jakiś idiota. Brakowało mi takiej beztroski. Od razu po przekroczeniu progu hotelu swoje kroki kieruję do pokoju Lisy. 

LISA 

-Dzwoniłem do tego psychologa i wiem,że Wellinger zgodził się do niego przychodzić na kolejne wizyty, mówi, że musisz się uzbroić w cierpliwość, ponieważ on nie ma pewności czy przy kolejnej porażce będzie już wszystko dobrze, z pewnością będą jakieś postępy,ale nie ogromne. Musisz być przygotowana na wszystko. Chciałby też z Tobą porozmawiać, jak już wrócimy do Niemiec. Chciałby poznać Twoje zdanie jak zachowuje się Andreas, po porażce. - mówi trener
-Jasne, kiedy mogę się z nim spotkać?-pytam
-Kiedy chcesz. Wyśle Ci do niego numer później, on przyjmuje w Berlinie, więc się dogadacie co do terminu. Naprawdę wierzę,że Andi sobie ze wszystkim poradzi, mam nadzieję,że ten wygrany trening mu w tym pomoże.
-Ja też w to wierzę, muszę kończyć bo zaraz ma przyjść i mamy porozmawiać-oznajmiam
-Powodzenia.

Niedługo po rozmowie z trenerem słyszę pukanie do drzwi,podchodzę do nich niepewnie i otwieram je szeroko aby Andi mógł wejść. Nie wiem kto ma pierwszy zacząć, siadam na parapecie i czekam na to aż Wellinger zacznie mówić. On za to siada na moim łóżku i milczy.
-O czym chciałeś porozmawiać?-pytam
-O nas, o moim bardzo niedojrzałym zachowaniu. Przepraszam, zraniłem Cię, powinienem skakać z radości jak przyjechałaś, a ja zachowałem się jak ostatni prostak, nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło.  Zachowywałem się niedorzecznie, Ty w niczym nie zawiniłaś, tylko ja, a potem zamiast od razu Cię przeprosić wolałem iść się opić. Teraz to zrozumiałem, wizyta u psychologa mi pomogła. Będę do niego chodzić na spotkania,żeby nigdy więcej nie zaistniała taka sytuacja- robi dłuższą przerwę- Wybaczysz mi? - pyta z nadzieją w głosie.
-Wiesz jak ja się poczułam, kiedy potraktowałeś mnie tak, a nie inaczej.Jak jakiś śmieć, nic nie znaczący dla Ciebie. Przyjechałam tu dla Ciebie bo Cię kocham i chciałam Ci pomóc za wszelką cenę,a ty mnie odrzuciłeś.- powiedziałam, a po moim policzku spłynęła samotna łza. Andreas w mgnieniu oka pojawił się przy moim boku, poczułam jak jedną dłonią dotyka mojej, a drugą szybko ściera łzę z mojego policzka.
-Wiem, przepraszam, nigdy więcej tak nie postąpię. Chcę się zmienić dla Ciebie, dla nas.- widziałam w jego oczach,że żałuje. Nie byłam pewna ale myślę,że zrobiłam dobrze.
-Wybaczam Ci - oznajmiam. Wellinger mocno mnie do siebie przytula,a potem składa długi pocałunek na moich ustach.Kiedy odrywa się ode mnie szeroko się uśmiecham. Ciągnę go za rękę w stronę drzwi.
-Gdzie mnie ciągniesz?-pyta
-Miałam dużo czasu żeby zwiedzić hotel i okolice i znalazłam fajne miejsce.- nic więcej nie mówiłam tylko zaprowadziłam go do restauracji, którą odwiedziłam pierwszego dnia pobytu w tym hotelu. Zamówiłam dwie gorące czekolady i zasiedliśmy na sofie, przy kominku, zrobiło się bardzo romantycznie i nastrojowo. Restauracja była prawie pusta, ponieważ było już grubo po dwudziestej pierwszej. W końcu mieliśmy czas dla siebie, dużo rozmawialiśmy i przedyskutowaliśmy kilka ważnych kwestii, teraz już wszystko powinno być w porządku. Około dwudziestej trzeciej ruszyliśmy w kierunku windy.  Szybko nacisnęłam przycisk z drugim numerem.
-Nasze pokoje są przecież na czwartym piętrze- zauważył Andreas.
-Wiem ale trener ma pokój na drugim piętrze, a ty masz z nim pogadać, czeka na Ciebie. Wpadnij potem do mnie.- mówię i w tej samej chwili drzwi windy się otwierają, a ja wypycham z niej zdezorientowanego Wellingera i sama jadę na czwarte piętro.

ANDREAS

Tak strasznie się cieszę,że w końcu wszystko zaczęło nam się układać, że wyjaśniliśmy sobie wszystko z Lisą. Trapi mnie tylko jedna sprawa, ale może tylko mi się wydaje, że coś się stało, niewiele pamiętam z klubu, kiedy się upiłem, lecz coś nie daje mi spokoju.Ale zostawmy to,ciekawe co chce ode mnie trener.


LISA
 
Po pół godzinnym czekaniu na Andreasa, w końcu usłyszałam to charakterystyczne skrzypnięcie drzwi.Szybko podbiegłam do Wellingera. Wiedziałam,że trener chciał mu powiedzieć,że bierze udział w drużynówce.
-To twoja sprawka?- pyta, a ja kiwam głową- Dziękuję.- mówi i zaczyna obdarowywać mnie pocałunkami.
Szybko pozbywamy się swoich ubrań, a ta noc staje się nie podobna do innych. Jest wyjątkowa i niepowtarzalna. 

Rano budzę się z ogromnym uśmiechem na ustach. Odwracam się i widzę twarz Andreasa, który jeszcze smacznie śpi. Spoglądam na jego wyrzeźbioną klatkę piersiową i stwierdzam,że brakowało mi tego widoku o poranku.Leże jeszcze kilka minut i wychodzę bezszelestnie z łóżka, a swoje kroki kieruję wprost pod prysznic. 
Ciepłe strumienie wody w połączeniu z orzeźwiającym żelem pod prysznic dają mi wielką energie do działania. Suszę mokre włosy i zakładam czyste ubrania, na twarz nakładam lekki makijaż i wychodzę z łazienki. Andreas nadal słodko śpi, więc postanawiam go nie budzić i zejść na śniadanie. Wchodzę do jadalni tryskając dobrą energią. 
-Ohoo, widzę,że noc była udana.- słyszę uwagę Wanka, na którą szeroko się uśmiecham.
-Zapewniam Was,że była udana, przez pół nocy nie mogłem przez nich spać. Rozumiecie to, oni są niewyżyci seksualnie. Ja rozumiem godzinę dwie, ale do czwartej nad ranem. Jak ja mam iść dziś skakać skoro, to co się działo za ścianą dudni mi do tej pory w uszach.-zapytał załamany Marinus, a wszyscy cicho zagwizdali pod nosem  na jego słowa.
-Wiesz Kraus- mówię siadając przy stoliku- zainwestuj w stopery  do uszu albo zmień pokój bo jeszcze tu będziemy przez dwie noce więc możesz tego nie wytrzymać. Rozumiem, że ty nie stajesz na wysokości zadania i Claudia woli spać sama- mówię akcentując każde słowo. Widzę jak Marinus robi się cały czerwony.
-Ja już pójdę- oznajmia i odchodzi od stolika.Wszyscy patrzą na mnie ze zdziwieniem, a ja zabieram się za jedzenie śniadania.  Andreas zjawia się w jadalni, wtedy,kiedy już prawie nikogo nie ma. Przy naszym stoliku jestem już tylko ja i delektuje się gorącą kawą.
-Cześć Kochanie, jak się spało?-pyta kiedy przysiada się do mnie i całuje mnie w policzek.
-Hej. Krótko ale miło, a Tobie?
-Dobrze, jak nigdy- mówi i zabawnie porusza brwiami, na co reaguje głośnym śmiechem.
Dopijam swoją kawę i zbieram się do pokoju, odchodząc przypominam Andreasowi,że za godzinę mają trening, na którym musi być.


W końcu nadszedł czas na decydujący skok tego konkursu. Severin zasiadł na belce, poprawił gogle i spokojnie ruszył w dół rozbiegu. Wylądował wystarczająco daleko, lecz sędziowie chwilę trzymali nas w niepewności. Po kilku sekundach oczekiwania pojawiła się ta wymarzona jedynka przy nazwie naszego kraju.
Najbardziej emocjonujący moment wieczoru nadszedł kilka godzin po konkursie kiedy nasza drużyna odbierała złote medale. Kiedy zobaczyłam Andreasa ze złotym krążkiem na szyi, popłakałam się ze szczęścia. To był wyjątkowy czas dla mnie i dla niego.

___________________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________________
Witajcie Kochane.
Rozdział króciutki ale nie chciałam już więcej tego tematu ciągnąć.
W następnym rozdziale nadejdzie ten wyczekiwany moment i przeniesiemy się do chwili wypadku. Będzie tam wklejony prolog z jednym dodanym zdaniem i to będzie ważne zdanie.
Co to rozdziału powyżej nie jestem z niego zadowolona, ale zostawmy ty.

Ostatnio założyłam nowego e-maila. Założyłam go po to aby być z Wami w lepszym kontakcie. Jeśli któraś z Was chciałabym się ze mną skontaktować poza blogerem to serdecznie zapraszam. Będzie mi niezmiernie miło e-mail:  marzycielllka.blogspot@interia.pl

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 9

Wspomnień czar:Może ta historia będzie miała dobre zakończenie...


16 luty 2014
Zegarek dzwoni już chyba piąty raz, a ja nadal nie mam energii żeby wstać. Wczorajsza, a w zasadzie dzisiejsza noc była dla mnie istną katastrofą. Najpierw kłótnia, potem płacz, później strach o tego idiotę bo jednak nie było wiadomo gdzie się podziewa, a na koniec kolejna fala wściekłości. Jak można było się doprowadzić do takiego stanu. Brak mi słów do Wellingera. Usnęłam dopiero około 5 nad ranem, a teraz jest 9, więc nie mogłam się wyspać.
Obracam się na drugi bok ale telefon nadal nie daje mi spokoju, po kilku sekundach orientuję się,że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić. Spoglądam na telefon i widzę nazwisko trenera. W mgnieniu oka wstaje i odbieram połączenie.
-Dzień dobry, trenerze, jaką dziś piękną pogodne mamy za oknem.
-Cześć, słyszę że do dopiero wstałaś bo za oknem jest śnieżyca-mówi i zaczyna się śmiać.
-Chciałam wyjść na profesjonalną i dobrze zorganizowaną czasowo, znów nie wyszło- żale się i śmieję.
-W zasadzie to masz ferie, wolno Ci odpocząć, dzwonię tylko po to żeby Ci powiedzieć,że  śniadanie jest o dziesiątej. Masz być, bo inaczej sam po Ciebie pójdę- oznajmia bardzo poważnie.
-Oczywiście trenerze.

ANDREAS

Cholera jak mnie głowa boli, a ten idiota Wank tłucze się czymś jakby nie wiedział,że wczoraj byłem na imprezie. W zasadzie to mógłbym pomyśleć jak się znalazłem w hotelu ale nie mogę się skupić.
-Nie możesz zachowywać się ciszej, nie mieszkasz tutaj sam- warczę na Andreasa.
-Mogłeś wczoraj tyle nie chlać, to może by główka nie bolała - robi moment przerwy- szczerze powiedziawszy zastanawiam się jak to możliwe, że Cię głowa boli, przecież ty tam nic nie masz. Same pustki. Może gdybyś myślał to Lisa nie musiałaby wczoraj płakać przez Ciebie pół nocy. Bo przyjechała tu specjalnie dla Ciebie, żeby Cię dopingować, a ty ją olałeś i jeszcze się na nią wydarłeś- nie wytrzymam z tym człowiekiem, żeby nie powiedzieć mu niczego, czego będę żałować wychodzę do łazienki i biorę długi, zimny prysznic.Ta kąpiel trochę odświeża  mi pamięć, ale chyba lepiej się czułem  nie wiedząc co wczoraj wyprawiałem.Wychodzę z łazienki i spoglądam na łóżko Wanka, na szczęście jest jeszcze w pokoju.
-Chyba wczoraj przesadziłem- stwierdzam bez wahania.
-No brawo za spostrzegawczość.Mogłeś myśleć o tym wczoraj ale ty wolałeś iść się opić jak ostatnia świnia. Co się z Tobą dzieję?-pyta, a ja nie wiem co mam mu powiedzieć.
-Nie wiem- mówię cicho - kiedy coś mi nie wychodzi nie umiem zachować się normalnie, zachowuje się jak nie ja.
-Pogadaj z Lisą. Powiedz jej co czujesz, kiedy przegrywasz, kiedy coś ci nie idzie. Przecież ona Cię zrozumie. To mądra dziewczyna,której cholernie zależy na takim debilu jak ty -chyba w końcu, ktoś otworzył mi oczy.
-Dzięki, lecę z nią pogadać.
-Leć tylko kwiaty kup, pokój 523, kwiaciarnia jest za rogiem hotelu, nie musisz dziękować- co ja bym zrobił bez takiego przyjaciela.
-Dzięki stary, dobrze mieć takiego przyjaciela- mówię i wychodzę z pokoju.

Po dziesięciu minutach jestem z powrotem w hotelu i zmierzam pod drzwi 523. Nie wiem co mam jej powiedzieć, przecież zwykłe przepraszam nic tu nie zdziała. Pytanie jest jedno czy ona w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać.

LISA 
Wycieram włosy w ręcznik, kiedy słyszę pukanie. Zakładam szlafrok i zmierzam do drzwi, kiedy je otwieram zastygam w bezruchu. Kiedy go widzę krew zaczyna buzować mi w żyłach,ciśnienie skacze jak oszalałe,a w mojej głowie toczy się walka zabić go czy poczekać na to co ma do powiedzenia. Decyduje się czekać, ale szlak mnie trafia.
-Czego chcesz?-warczę na blondyna.
-Chciałem porozmawiać i Cię przeprosić. To dla Ciebie - mówi i podaje mi bukiet herbacianych róż, biorę je od niego i otwieram szerzej drzwi aby mógł wejść do środka.
-Chciałeś porozmawiać to mów- oznajmiam szorstko.
-Przepraszam nie powinienem się tak zachować, naprawdę doceniam to że przyjechałaś tutaj dla mnie- szybko mu przerywam.
- Z tego co wiem to przyjechałam tu tylko po to aby obejrzeć Twoją porażkę, bynajmniej tak mi wczoraj dosłownie to uświadomiłeś.
-Nie chciałem tego powiedzieć i wcale tak nie myślę. Nie radze sobie z porażkami i to dlatego- mówi podchodząc do mnie i głaszcze mój policzek. Nie mogę mu się dać omotać, nie tym razem panie Wellinger.
-Jeśli to wszystko to wyjdź-mówię dobitnie i wracam do suszenia włosów, po chwili słyszę jak drzwi się zamykają. 
Zmartwiona siadam na łóżku, nie wiem co mam zrobić po tym wszystkim, widzę że Andreas żałuje, ale nie mam pewności,że znów się to nie powtórzy. Rozmyślam tak jeszcze kilka minut i do głowy przychodzi mi świetny pomysł.
Dzwonię szybko do trenera,że jednak nie będzie mnie na śniadaniu, po długiej kłótni zgadza się na taki układ, lecz tylko pod warunkiem,że osobiście dostarczy mi śniadanie do pokoju. 
Już po pięciu minutach słyszę stukanie do drzwi.
-Dziękuję bardzo  trenerze, odwdzięczę się.
-Nie musisz, jedziesz z nami na trening, czy zostajesz w hotelu?-pyta
-Przyjdę na nogach hala jest niedaleko hotelu. Muszę się wystroić żeby Wellinger pokutował za swoje haniebne czyny - widzę błysk w oczach trenera.
-Cholera czy ja nie miałem jakiegoś romansu z Twoją mamą bo wydaje mi się,że w Tobie płynie moja krew- po tych słowach wybucham niepohamowanym śmiechem, a trener chętnie mi towarzyszy. 

Mój genialny plan wcielam w życie zaraz po zjedzeniu śniadania. Ubieram rozkloszowaną, skórzaną spódniczkę, w bordowym kolorze. Na nogi zakładam grube czarne rajstopy, a na górę wkładam biały sweterek. Na włosach zakręcam delikatne loki, oko podkreślam wyrazistą czarną kreską, a rzęsy podkreślam czarnym tuszem. Wkładam wysokie czarne kozaczki i spoglądam w lustro. Usta maluję czerwoną szminką i uśmiecham się sama do siebie. Władam mój płaszczyk i  oglądam całokształt,nie mogę się powstrzymać i zaczynam się śmiać, wyglądam rewelacyjnie.


ANDREAS 

Moje spotkanie z Lisą nie poszło po mojej myśli, później nie przyszła na śniadanie. To chyba moja wina. Spieprzyłem to po raz kolejny. Teraz na hali też jej nie ma. Wank też nic nie wie.
-Dobra chłopcy trzy kółeczka- zaczyna trener- a ty- pokazuje na mnie- sześć i ciesz się,że tylko tyle- czyli trener też jest na mnie wściekły. Nie mam w nikim oparcia, przez jakiś jeden błąd. Już po biegu jestem wykończony, a to dopiero początek. Kiedy pracujemy nad równowagą, po hali roznosi się stukot obcasów.
Spoglądam w stronę źródła dźwięku, a moja szczęka spada na podłogę. Nie wierzę własnym oczom.
-Stary ona jednoznacznie Ci pokazuje,że może ją mieć każdy ale nie ty- słyszę głos Severina gdzieś przy uchu ale nie jestem w stanie zareagować na jego uwagę.
Widzę jak Lisa podchodzi do trenera, a jej spódniczka odsłania zgrabne nogi. Ja wiedziałem,że ona jest piękna i pociągająca ale dziś to już przeszła samą siebie. Wygląda tak bosko. W końcu odrywam wzrok od Lisy i trenera, którzy wesoło rozmawiają i spoglądam na moich kupli z kadry. Ci idioci stoją i się gapią, jakby nigdy wcześniej dziewczyny nie widzieli.
-A wy nie macie co robić?-pytam nieco za głośno, czym przykuwam uwagę wszystkich włącznie z Lisą i Trenerem.
-Jak widać nie- odpowiada Marinus. Zabije go, tylko żeby nikt nie widział i go uduszę gołymi rękami. Jestem tak wściekły i zazdrosny jednocześnie, że muszę wyjść z sali,żeby komuś nie przywalić. Mijając szatynkę zatrzymuje się i rzucam jej wściekłe spojrzenie.Już mam odejść ale do głowy przychodzi mi pewna kwestia,którą muszę powiedzieć.
-Wiesz tu jest trening, a nie rewia mody- widzę,że Lisie wcale się ta uwaga nie spodobała.
-Ja nie muszę tu ćwiczyć, nie to co ty. Radze Ci zacząć bo w jakiś czarnych barwach widzę tą Twoją sławę, karierę i co tam jeszcze sobie ubzdurałeś, ale pamiętaj ja zawsze przyjadę obejrzeć Twoją porażkę, przecież dlatego tu jestem- mówi donośnie, a potem oddala się i zmierza w stronę chłopaków, a po sali roznosi się ten charakterystyczny stukot obcasów. Jestem wściekły, na siebie, na nią i na cały świat. Po raz kolejny przegiąłem. Dałem jej się sprowokować, lecz ona tego chciała, chciała żebym tak zareagował. Udało jej się. Nie mam co tu robić, szybko się przebieram i chcę jak najszybciej wrócić do hotelu, jednak w drzwiach  zatrzymuje mnie trener.
-Jeśli się nie ogarniesz, możesz zapomnieć o drużynówce. Każdy z Was ma równe szanse ale ty najszybciej możesz ją stracić. Imprezujesz, masz do każdego jakieś pretensje, a w tym wszystkim najbardziej ranisz Lisę. Zastanów się nad swoim życiem. Widzę,że nie potrafisz przegrywać. To jest numer niemieckiego psychologa, który pracuje w Rosji, przy Igrzyskach. Jest w stanie z Tobą porozmawiać. Ja daje Ci wybór i numer ty zrób z tym co chcesz - daje mi wizytówkę i odchodzi.

Po wyjściu z hali wita mnie gęsty śnieg, przemierzam kolejne uliczki, im bliżej hotelu tym bardziej jestem pewny,że muszę pogadać z tym psychologiem.
W pokoju hotelowym wyciągam wizytówkę i wystukuję numer.
-Słucham.
-Dzień dobry, z tej strony Andreas Wellinger, moglibyśmy porozmawiać?-pytam z nadzieją w głosie
-Cieszę się,że dzwonisz, pokój 134 czekam.-mówi i kończy połączenie. Mam mętlik w głowię, nie wiem co mam powiedzieć, kiedy się tam znajdę.



Z gabinetu wychodzę tuż przed wyjazdem na skocznie,na ostatni trening przed drużynówką. Jeśli mam być szczery mam przeczucie,że w końcu wszystko będzie dobrze, że wszystko się w końcu ułoży i że pomimo porażki będę tym samym Andreasem, którego pokochała Lisa.
W busie, który wiezie nas na skocznie, siadam na samym końcu i w spokoju piszę wiadomość do Lisy.


Ja
Możemy pogadać jak wrócę ze skoczni, byłem u psychologa
i zrozumiałem kilka spraw, przepraszam. Teraz wiem, że
przyjechałaś tu żeby mnie wspierać, a moje porażki
nie powinny mieć wpływu na nasz związek, a 
tym bardziej na mój stosunek do Ciebie.


Na odpowiedź czekam kilka minut, akurat docieramy pod skocznie, w między czasie, kiedy wysiadamy odczytuję wiadomość.


Lisa
Cieszę się,że psycholog Ci pomógł.Będę na Ciebie czekać.
Ale wiedz,że czekam na Andreasa, którego poznałam
na początku, na tego, który mnie kochał i cieszył 
się z mojej obecności, a nie na tego co jest 
teraz.
    
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie Kochane,
oddaje w wasze ręce kolejny rozdział. Piszcie co o tym myślicie. Dziękuję Wam za bardzo duże zainteresowanie poprzednim rozdziałem :*
Kolejne rozdziały będą się ukazywać co poniedziałek bądź wtorek.
Buziaki :*
P.S. W następnym rozdziale wyjaśni się sprawa igrzysk.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział 8


 Wspomnień czar: To dopiero początek, tego co ma nastąpić...

 

14 luty 2014

 Po wielogodzinnej podróży, w końcu jestem w pokoju hotelowym. Jedyne o czym marzę to długa, gorąca kąpiel. Podróż do Rosji była naprawdę męcząca, więc relaksująca kąpiel na pewno dobrze mi zrobi. Biorę najpotrzebniejsze rzeczy, jakieś ubrania do spania i znikam za drzwiami łazienki.
W wannie spędzam ponad dwie godziny, wychodząc z łazienki spoglądam na zegarek wiszący nad drzwiami. Wskazówki pokazują dwudziestą drugą, zrobiło się już dość późno, dlatego powoli szykuję się do spania.
Niespodziewanie słyszę pukanie do drzwi. Szybko odstawiam laptopa na bok łóżka i pędzę zobaczyć kto mnie odwiedził.
-Witam trenerze- witam się z trenerem.
-Cześć, mam nadzieję,że nie za późno- na znak potwierdzenia słów trenera, uchylam szerzej drzwi,żeby mógł wejść do środka-Mam do Ciebie kilka ważnych spraw, przepraszam za porę ale wcześniej nie mogłem się wyrwać.
-Nic nie szkodzi, jeszcze nie spałam.
-No dobrze, tu masz akredytacje na wejście na teren skoczni, na teren hotelu, na nasze piętro i kartę do Twojego nowego pokoju. Jutro o 18 przyjdzie ktoś do Ciebie i pomoże Ci przenieś Twoje rzeczy do naszego hotelu.
-Nie trzeba trenerze, przecież sobie poradzę.
-Zapomnij o tym, nie będziesz się jeszcze kłopotać z tymi walizkami, ze mną się nie dyskutuje- oznajmia i wybucha śmiechem,a ja wraz z nim.Po wszystkich wyjaśnieniach trener opuszcza mój pokój, a ja idę spać. Jutro wielki dzień.

15 luty 2014

-Lisa uspokój się do jasnej cholery-krzyczy na mnie Julia.
-Mówię Ci mam złe przeczucia, wiesz jak tu wieje, serie próbną przerwali-mówię załamana, żałuję,że nie może być teraz ze mną.
-Dobra, skończ. Wszystko będzie dobrze.Zdzwonimy się po konkursie-oznajmia i kończy połączenie,a ja zostaje całkiem sama z moimi myślami. Mam złe przeczucia i strasznie się denerwuje.

W końcu rozpoczyna się konkurs. Niestety nie idzie to tak sprawnie jak mogłoby się wydawać. Wiatr często przerywa rywalizację, co nie jest miłe dla widza i skoczków. Dla mnie to szczególnie stresująca sytuacja, ponieważ boję się o Andreasa. Cała się trzęsę i nie mam pojęcia czy z zimna, czy ze strachu, który niewątpliwie mnie paraliżuje. Z mojego amoku wyrywa mnie mocny uścisk. Stoję jak sparaliżowana, a już po chwili sama odwzajemniam uścisk.
-Co ty tutaj robisz?-pyta, kiedy w końcu wypuszcza mnie ze swoich objęć.
-Przyjechałam Was wspierać- odpowiadam, a Wank wybucha śmiechem.
-Nas czy Andreasa?-pyta robiąc śmieszne miny.
-Was i Andreasa-oznajmiam, taka odpowiedź bardziej satysfakcjonuje Wanka.

Andreas stale zajmuje mnie rozmową, przez co nie stresuję się tak bardzo konkursem i nadchodzącym skokiem Wellingera. Jak tylko zaczynam panikować, to brunet mnie uspokaja, mówiąc,że wszystko będzie dobrze.

W końcu nadchodzi czas na skok Wellingera. Stoję bez ruchu, kiedy blondyn zasiada  na belkę startową. Oczywiście wiatr nie daje o sobie zapomnieć. Mija nie całe pół minuty i Andreas sunie w dół rozbiegu. Wszystko trwa kilka sekund.Kilka sekund, które rujnują moje nadzieję,że ten konkurs może być udany. Spoglądam na tablicę wyników. Sto siedemnaście metrów. Spoglądam na Wanka, który stoi z otwartą buzią, on też chyba nie spodziewał się takiego wyniku. Po chwili na telebimie widzimy wściekłego trenera, a później równie złego Andreasa.
-On się załamie-mówię, sama nie jestem w dobrym stanie. Jest mi strasznie żal Wellingera, miał ogromne nadzieję po tak udanym występie na skoczni normalnej.
-Da radę, przecież ma Ciebie. Chodź do niego- oznajmia i ciągnie mnie w stronę wściekłego Andreasa.
-Nie pójdę teraz do niego, on jest wściekły, przyjdę do niego w hotelu. On jeszcze nie wie,że tu jestem.Dowiedz się czegoś i napisz do mnie, jak Andreas będzie wracał. Ja pójdę już do hotelu.
-Dobrze, trzymaj się i nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze-przytula mnie na pożegnanie i rozchodzimy się w przeciwne strony. Do hotelu mam zaledwie kilka minut pieszo. Przez te kilkaset metrów drogi mam czas na to aby chwilę pomyśleć. Nie wiem co mam powiedzieć Andreasowi. Z tymi igrzyskami wiązał bardzo wielkie nadzieje, pomimo młodego wieku ma ogromną ambicję, dlatego ta porażka będzie dla niego ciężkim wyzwaniem.
Po około piętnastu minutach spaceru docieram na teren hotelu. Wjeżdżam na czwarte piętro i otwieram drzwi do mojego pokoju. Walizki leżą tak jak leżały, ponieważ nie zdążyłam się rozpakować przed konkursem. Ubieram wygodne, czarne legginsy i kremowy sweterek, na głowię robię koka i wychodzę z pokoju, po raz kolejny zmierzając do holu hotelu. Wchodzę do restauracji i zamawiam gorącą czekoladę. W pomieszczeniu panuje półmrok, restaurację  oświetla bardzo duża ilość świec i kominek, przy którym siadam na jednej z sof.
Zrywam się na równe nogi słysząc dzwonek mojego telefony. Spoglądam na ekran i widzę,że dzwoni Wank.
-Wellinger właśnie idzie do hotelu, powinien tam być za dziesięć minut-oznajmia szybko
-Jest zły ?-pytam
-Nie, jest wkurwiony- mówi i kończy połączenie.Czyli czeka mnie długi wieczór. Kończę pić moją czekoladę i wracam do mojego pokoju, nawet nie muszę sprawdzać czy Andreas już wrócił. Po pięciu minutach siedzenia na łóżku nic nie robiąc, słyszę huk zamykanych drzwi. Dzięki temu,że Wellinger ma pokój na tym samym piętrze, nie muszę długo myśleć,kto może być tak wściekły.

W końcu po pięciu minutach walki sama z sobą, ruszam do pokoju zajmowanego przez blondyna. Podchodzę do drzwi i delikatnie pukam, oczywiście brak odpowiedź. Zaczynam pukać mocniej.
-Nie żyje, nie ma mnie, dajcie mi wszyscy spokój - krzyczy przez zamknięte drzwi. Cóż mogę zrobić w tej sytuacji? Mocno naciskam na klamkę, lecz drzwi wcale się nie otwierają, poziom mojego zdenerwowania osiąga poziom maksymalny.
-Otwórz te cholerne drzwi - krzyczę, a echo moich słów, niesie się po całym piętrze.W zaledwie kila sekund drzwi się otwierają.Blondyn patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, chyba sam nie dowierza, że tu jestem.
-Co ty tu robisz?-pyta
-Stoję, nie widać?- pytam, lekko podirytowana, wchodzę do wnętrza pokoju, pozostawiając oszołomionego Andreasa w progu pomieszczenia. Siadam na łóżku, a on nadal stoi w tych drzwiach. W tym momencie mnie zdenerwował i to bardzo, dlatego rozgoryczona podchodzę do niego i z hukiem zamykam drzwi.
-Nawet nie zamierzasz się przywitać?-pytam, podchodzi do mnie i przytula,a potem odchodzi. Co czuje? Odrzucenie? Tak to chyba dobre określenie. Jest mi tak cholernie źle i smutno. On mnie znów olał. Znów skoki stały się ważniejsze. Nie mam pojęcia co będzie dalej skoro on teraz się tak zachowuje, jeśli będzie tak przeżywał każdą porażkę, to nie widzę dla nas długiej przyszłości.
Oszołomiona odwracam się i spoglądam na Andreasa, który właśnie zapina ostatnie guziki w koszuli.
-Po co przyjechałaś?-takich słów z ust Wellingera się nie spodziewałam.- Chcesz popatrzeć jak ponoszę porażkę? Jeśli tak to wybrałaś odpowiedni moment-mówi spokojnie.Coś we mnie pęka, czuje jak pod powiekami zbierają się łzy. Nie mam pojęcia co się z nim stało.
-Nie, chciałam Ci pogratulować dobrego występu na normalnej skoczni, chciałam Cię wspierać i być przy Tobie bo wiem jak te igrzyska są dla Ciebie ważne. Myślałam,że moja obecność Ci pomoże ale się myliłam. Ty widzisz tylko skoki, nic poza tym. - odwracam się napięcie i wychodzę z pokoju blondyna trzaskając drzwiami. Łzą pozwalam spływać po moich policzkach, nie mogę już dużej nad nimi zapanować. Przed sobą widzę twarz Wanka, nie reaguję na jego słowa, wchodzę do pokoju i rzucam się na łóżko. Płacz pochłania mnie kompletnie.

 WANK

 W końcu docieram do hotelu i wjeżdżam windą na odpowiednie piętro. Kiedy zbliżam się do odpowiednich drzwi, słyszę trzask i widzę jak z pokoju, który dzielę z Wellingerem, wybiega zapłakana Lisa.
-Co się stało ?-pytam, lecz dziewczyna nie daj mi odpowiedzi, zapłakana znika za drzwiami swojego pokoju. Muszę poważnie porozmawiać z Andreasem. Wpadam wściekły do pokoju, blondyn chyba zamierza wyjść.
-Idziesz przeprosić Lisę?-pytam
-Niby za co? Chciała zobaczyć moją porażkę, to zobaczyła. Dobrze wiedziała,że może nie pójść mi najlepiej na dużej skoczni, więc po co tu przyjechała?
-Czy ty siebie słyszysz? Dziewczyna przejechała dla Ciebie taki kawał drogi, żeby Cię wspierać, a ty traktujesz ją w taki sposób. Czemu była cała zapłakana jak wychodziła z pokoju?
-Skąd mam to wiedzieć, dziewczyny tak mają. Wychodzę, nie mam zamiaru tu siedzieć i słuchać jak się użalacie bo coś mi nie poszło- mówi i wychodzi, zostawiając mnie mega oszołomionego.
Nie wiem co mam zrobić w tej sytuacji, postanawiam szybko zadzwonić do trenera. Pierwszą wiadomość jaką mi przekazał był rezultat kolegów, z którego bardzo się ucieszyłem. Szybko wyjaśniłem trenerowi wszystko na temat Andreasa i Lisy, zareagował dużym wybuchem złości na blondyna. Nie dziwie mu się, jego pupilek i takie rzeczy robi. Ale nie zmieniając tematu, stwierdził, że muszę iść do Lisy, żeby nie była sama, a on jak najszybciej wróci do hotelu i przyjdzie do niej.
Tak jak powiedział trener szybko udałem się do pokoju Lisy, długo pukałem, lecz dziewczyna nie była chętna do otworzenia drzwi.
-Lisa otwórz to ja, ten idiota gdzieś polazł- wtedy drzwi w końcu się otworzyły,  a zaa nich wyłoniła się zapłakana i wyglądająca jak straszydło szatynka. Nie chciałem być nie miły dlatego pominąłem tą uwagę.
-Nie płacz, to nie ma sensu. On jest jeszcze młody, ciężko jest mu oddzielić życie prywatne od skoków. Pomimo,że jest młody, on bardzo Cię kocha, świata poza Tobą nie widzi. Odkąd tu jesteśmy mówi tylko o Tobie. Lisa to Lisa tamto, kocha Cię jak wariat, lecz to nie wyklucza, tego że jest debilem.
-Dzięki Andi,tylko wiesz ja się obawiam ,że z czasem będzie co raz gorzej. On nie potrafi przegrywać. Już po konkursie w Zakopanym było ciężko, co dopiero igrzyska. Teraz ja go w ogóle nie poznaję, zmienił się. Jak zaczynaliśmy razem chodzić, to on się tym cieszył , tym że może jechać na konkurs i oddać choćby skok w kwalifikacjach, a teraz liczy się dla niego sława, pieniądze i wygrane.On zachowuje się jak jakiś pieprzony egoista.Nie widzi świata poza sobą -mówi załamana. Szczerze jej współczuję bo wiem jak kariera może zawrócić w głowie, mimo wszystko mam nadzieję, że mój przyjaciel się ogarnie i zrozumie swój błąd.
-Zobaczysz wszystko wróci do normy, szybciej niż Ci się wydaje- próbowałem ją pocieszyć za wszelką cenę ale nie było to łatwe. Siedziałem z nią ponad godzinę, do czasu aż trener wrócił ze skoczni. Potem to on siedział z Lisą, a ja dostałem bojowe zadanie znalezienia Andreasa.

Po godzinie szukania znalazłem tego idiotę kompletnie pijanego w jednym z klubów. Oczywiście był tak pijany,że nawet nie wiedział,że pokłócił się z Lisą.Miałem naprawdę ciężkie zadanie. Nie było łatwo zaprowadzić tego debila do hotelu. Wejście po schodach pokonał dopiero za trzecim podejściem. Kiedy w końcu weszliśmy do pokoju sam padłem ze zmęczenia. Nie wspomniałem, że była druga w nocy, a nikt nie spał bo każdy zastanawiał się gdzie się podziewa Wellinger, a biedna Lisa jak go zobaczyła w takim stanie to mało co zawału nie dostała. Była jeszcze bardziej wściekła niż wcześniej.

Po wielu nocnych problemach i rozmowach w końcu o trzeciej każdy już spał, włącznie z Andreasem, który nawet nie drgnął jak trener się na niego wydzierał. Mam nadzieję,że rano Andreas będzie wyglądał i czuł się jak trup. Zasłużył na to.

___________________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________________
Witajcie Kochane.
Przepraszam za to,że nie było rozdziału tydzień temu.
Byłam na wakacjach i nie miałam za bardzo czasu aby coś napisać. Chcę Was również powiadomić,że czeka mnie kolejny wyjazd. Nie wiem dokładnie kiedy(najprawdopodobniej początek sierpnia). Gdzie? Otóż wybieram się do mojego ukochanego Zakopanego. Zdecydowanie jest to moje miejsce na Ziemi. Kocham to miasto, tą atmosferę, klimat, ludzi, po prostu wszystko.
Druga sprawa. Nie komentowałam Waszych blogów przez jakiś czas ale spokojnie nadrobię to. Tylko potrzebuję chwilę czasu, żeby to jakoś ogarnąć. Tak naprawdę miałam małe zamieszanie po zakończeniu roku szkolnego, ponieważ jak wiecie ( albo nie ) skończyłam gimnazjum. Teraz czas na liceum bądź technikum. Jeszcze nie wiem gdzie zostanę przyjęta. Co nie zmienia faktu,że musiałam troszkę papierów porozwozić po szkołach. Teraz mam więcej luzu, więc postaram się wszystko nadrobić.
*Kolorowa Biel- zaczęłam czytać Grzesia, to znaczy przeczytałam na razie prolog, jak dojdę do najnowszego rozdziału to skomentuję(chyba nie myślałaś,że nie będę czytała Twojego opowiadania.) Fakt nie czytałam od początku, miałam trochę za dużo na głowie.
*Missangelikaa- przeczytałam rozdział u Daniela do połowy. Jak przeczytam do końca to zostawię po sobie ślad.
*Skokomaniaczka- przeczytałam wszystko u Gregora.Rozdział rewelacyjny, jak zawsze. Zjawię się z komentarzem.
Także takie małe info, przepraszam za poślizg.

Zapomniałabym o najważniejszym. Jak się podoba rozdział? Zostawcie opinie w komentarzu, jeśli chcecie:*
Buziaki :*